sobota, 26 lipca 2014

Time changes nothing. It just goes in circles, just hollow, frightening. We lost our purpose.

Epilog
Utykając weszła do szpitala, który przerażał bielą ścian. Odszukała wzrokiem Michała. Stał razem ze swoją mamą, która miała odebrać Oliwiera. Kiedy ją zauważył podszedł i wziął chłopca na ręce.
- Mamo, poznaj, to jest Hania.
Wyciągnęła rękę do starszej pani, o rysach twarzy identycznych do syna. Zabrała wnuka, pożegnała się i wyszła ze szpitala. Jeszcze chwilę patrzyła na zamykające się za panią Winiarską drzwi, by potem przenieść wzrok na smutne oczy Michała.
- I jak jest?
- Mam syna. – uśmiechnął się nikle.
- Gratuluję.
Po chwili niezręcznej ciszy ujęła jego ramię, by dodać mu otuchy.
- Pójdę już.
- Poczekaj, Joanna chciała z tobą porozmawiać.
- Ze mną?
- Tak, proszę, zrób to dla niej. Na razie jest tam Mateusz, jej partner.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł.
- Hania, proszę…
- No dobrze.
Wchodzi do jasnej sali, mijając się w wejściu z Mateuszem. Widzi Joannę leżącą wśród białej pościeli. Jest chuda i blada, wskazuje jej miejsce na krześle obok.
- Usiądź, nie gryzę. – dodaje uśmiechając się tak, jakby był to dla niej największy wysiłek, chociaż nie chce, żeby o było widać.
- Chciałaś ze mną rozmawiać.
- Trochę niezręcznie mi o tym mówić. Zrozum, nie chcę o nic cię prosić.
- Joanna, o co chodzi?
- Widzę, jak Michał cię kocha i nie chce, żebym to ja była powodem rozpadu waszego związku. Ja już znalazłam miłość swojego życia, a z Michałem nie łączy mnie nic oprócz dzieci.
- Proszę…
- Daj mi skończyć dobra?  Gdyby mi się coś stało, gdybym stąd nie wyszła…
- Nie mów tak.
- Gdyby jednak, dzieci będą mieszkać z Michałem. To są jego dzieci, nie chcę, by zajmował się nimi nikt inny. Byłabym zaszczycona, gdybyś to ty pomogła Michałowi w wychowaniu moich synów.
- Nie mogę ci tego obiecać.
- Posłuchaj, może teraz jest między wami źle, ale ja wierzę w to, że wszystko się ułoży.
- Nie, Joanna. Jak ty sobie to wyobrażasz. Chciałabyś, żeby któryś z chłopców powiedział do mnie „mamo”? A co byłoby gdybym miała własne dzieci z Michałem? Co by było gdyby któreś z nich zapytało go, kogo kocha bardziej? Nawet nie wiesz jak to jest dla mnie trudne, nie wiesz ile razy zastanawiałam się, czy nie zaryzykować. Ale ja nie dam rady. Kocham Michała, kocham Oliwiera, ale to wszystko mnie przytłacza. Nie potrafię tak żyć.
Joanna nie odpowiedziała. Chwyciła jej dłoń i delikatnie ścisnęła. Po policzkach Hani spływały łzy. Dopiero teraz mogła powiedzieć komuś, co tak naprawdę czuje.
- Przepraszam, nie powinnam tego od ciebie wymagać, ale proszę zastanów się nad tym jeszcze.
- Nie, wracam do Stanów to już postanowione.
Wstała z krzesła i skierowała się do wyjścia. Powstrzymywała łzy kryjące się pod powiekami.
- Poczekaj – powiedziała Joanna słabym głosem. – dziękuję za konsultację z twoją mamą. To naprawdę dużo dla mnie znaczy.
Uśmiechnęła się tylko i zniknęła za drzwiami. Na korytarzu spotkała Michała i Mateusza. Ich twarze nie wskazywały na to, że jest dobrze. Obaj siedzieli z opuszczonymi głowami i tylko Winiarski podniósł się, kiedy Hania wyszła a sali. Zauważył jej zaszklone oczy.
- Hej, coś się stało?
- Nie. Wszystko gra.
- Na pewno?
- Tak. – odpowiedziała zmęczona pytaniami.
- Może chcesz zobaczyć Małego?
- Nie. Nie zrozum mnie źle Michał. Cieszę się, że masz syna, ale nie chcę go zobaczyć. Boję się, że jego też pokocham.
Wyszła szybko, nie pozwoliła dojść do głosu Michałowi. Usiadła na pierwszej wolnej ławce przed szpitalem. Ukryła warz w dłoniach i w końcu pozwoliła łzom swobodnie płynąć. Wiedziała, że nie może dłużej zostać w Bełchatowie. Musi wyjechać, jak najszybciej.
Wiem ze czekałeś, aż powiem tak
Wracam do domu, ostatni raz

*
W dzień wyjazdu pojawiła się na cmentarzu. Widziała, jak zamyka się trumna, jak przysypuje ją ziemia. Widziała łzy Oliwiera, swoje maskowała za dużymi ciemnymi okularami. Miała świadomość, że tak może się stać. Obserwowała Michała. Przez całą ceremonię miał kamienna twarz. Wszyscy klepali go po ramieniu, pytali, co będzie z dziećmi. Odpowiadał ze słabym uśmiechem „damy radę”. Doskonale wiedziała, że dadzą. Miłością wygra się wszystko. Szybkim krokiem pokonała alejkę cmentarza. Kiedy szukała kluczyków w torbie usłyszała za sobą głos Michała.
- Hania, dziękuję, że przyszłaś.
- Nie mogłam wysiedzieć w domu. Musiałam przyjść na pogrzeb. Naprawdę bardzo mi przykro.
- Może wpadniesz do nas, Oli się ucieszy. Słabo to znosi, ale pytał o ciebie kilka razy.
- Przeproś go ode mnie. Nie będę mogła przyjść, wieczorem mam samolot.
- Uciekasz?
- Nie Michał, wracam do domu…
Uśmiechnęła się nikle. Okulary doskonale ukrywały zaszklone powieki. Chwyciła go za dłoń. Nie miała pojęcia, że to będzie aż tak trudne. Wodziła palcem po jego policzku pokrytym lekkim zarostem.
- Nigdy o was nie zapomnę. – wyszeptała otwierając auto.
*
- Tak po prostu pozwolisz jej odejść? – zapytał Mariusz obserwując jej auto znikające za zakrętem.
- Chcę jej szczęścia, nawet kosztem własnego.
- A jesteś pewien, że tam będzie szczęśliwa?
- Nie wiem, ja na pewno już nigdy nie będę tak szczęśliwy, jak z nią.


 Było tak wiele, radości w nas

Wracam do domu, lepiej jest tam

___________________________________________
No i ten, znowu jakieś tła.
Jest epilog. Jak zwykle nie jestem zadowolona...
Przepraszam, że tak późno, zawaliłam dialogami, poryczałam się, chociaż to do mnie nie podobne. i taka masakra wyszła. dobra nie nudzę. czytajcie i dzielcie się. Amen

Nowy Dryja chyba się nie spodobał. :(
w każdym razie <klik>

wtorek, 1 lipca 2014

I can't save you if you don't let me

Okłady z lodu nie pomogły. Noga z godziny na godzinę bolała coraz bardziej. Ostatkiem sił, klnąc co chwilę pod nosem i jęcząc z bólu Hania zeszła pod blok i wsiadła do taksówki. W szpitalu okazało się, że noga jest skręcona. Już o kuli dziewczyna kierowała się do wyjścia. Środki przeciwbólowe pozwalały jej na normalne funkcjonowanie. Przy drzwiach frontowych wpadła na Michała. Na rękach trzymał roztrzęsionego synka. Twarz chłopca była cała w łzach.
 - Michał, co się stało?
- Joanna…
- Dobra, zostaw Małego ze mną, zabiorę go do bufetu, a ty idź i sprawdź, co z nią.
- Dziękuję… - odpowiedział zostawiając syna pod jej opieką.
Hania zaopiekowała się Olim najlepiej, jak mogła. Wiedziała, jak on to wszystko przeżywa. W końcu zmęczony całym dniem, a przede wszystkim płaczem usnął na jej kolanach w małym szpitalnym bufecie. Jego klatka piersiowa unosiła się w miarowym oddechu, a na buzi malował się spokój. Był cholernie podobny do swojego ojca…
Po godzinie zjawił się Michał. Jego twarz była poważna i nie dało się z niej odczytać żadnych emocji. Podszedł do nich i usiadła naprzeciwko.
- I jak?
- Na razie sytuacja opanowana, ale trzeba czekać do rana.
- A jak maleństwo?
- Z małym w porządku.
- Małym? To będzie chłopiec?
- Tak. – odpowiedział siląc się na delikatny uśmiech.
- To przez tę wadę serca, tak?
Kiwnął twierdząco głową.
- Zobaczę, co da się zrobić.
Wstała z krzesła delikatnie zdejmując chłopca z kolan i zaczęła wybierać numer mamy.
- Hania, ja o nic cie nie proszę.
- Wiem, ale pozwól mi pomóc, dobra?
Po chwili usłyszała w słuchawce telefonu ciepły głos rodzicielki.  
- Mamo, przyjedź, proszę do szpitala w Bełchatowie.
- Córeczko, coś się stało? Coś z tobą, Marcinem?
- Nie, z nami w porządku. Potrzebuję twojej konsultacji, przyjedź szybko.
*
Po niespełna godzinie do sali, w której leżała Joanna weszła mama Hani. Była profesjonalistką, wiedziała, że musi pomóc pacjentce, jednak gdy wyszła, poprosiła córkę na słowo.
- Haniu, na pewno, chcesz tu być? Twoja noga nie wygląda za dobrze, powinnaś się położyć.
- Mamo…
- Widzę, jak patrzysz na Michała. Dlaczego to robisz? Dlaczego mu pomagasz?
- Popatrz na Oliwiera, jest taki mały… Po prostu cieszę się, że mam ciebie, a on nie zasługuje na to, by zostać sam.
Mama pocałowała Joannę w czoło.
- Zrobię wszystko, co w mojej mocy.
- Co z Joanną? – powiedziała kiedy zbliżył się do nich Michał.
- Haniu, tobie nie mogę udzielać takich informacji, ale pana, jako ojca dziecka zapraszam do gabinetu. – wskazała ręką drzwi po przeciwnej stronie.
Dziewczyna podeszła do Oliwiera, który właśnie się obudził. Nie mówił nic, po jego policzkach spływały małe słone kropelki. Objął mocno jej szyję i wtulił się w jej włosy. Po chwili drzwi gabinetu otworzyły się. Michał wyszedł i przez chwilę przyglądał się swojemu synowi. Kiedy on również go zauważył zerwał się szybko i wdrapał się na jego ramiona.
- Hej, synku, już dobrze. – powiedział kładąc jego małą główkę na ramieniu i gładząc jego włosy.
Hania cały czas obserwowała ich obu. Kiedy jej oczy spotkały jej ukochane tęczówki Michała, zauważyła w nich wielki smutek i strach.
- Synku, poczekasz chwilę? Musze porozmawiać z Hanią.
Mały posłusznie usiadła na krześle po drugiej stronie korytarza.
- I jak z nią? – powiedziała przyciszonym głosem.
- Nie jest dobrze, czekamy do jutra, jeżeli się nie ustabilizuje, zrobią cesarskie cięcie. Hania, dziękuję ci za wszystko. Proszę jedź do domu, daj odpocząć nodze. Nie chcę obarczać się swoimi problemami.
- Michał…
- I tak dużo dla nas zrobiłaś. Dziękuję, że zadzwoniłaś po mamę, to naprawdę dużo dla nas znaczy.
- Dobra, ale może chociaż zabiorę ze sobą Oliwera, jest późno, a szpital to nie jest dobre miejsce dla dzieci.
Nie odpowiedział nic. Doskonale wiedział, że Hania ma rację. Po chwili ciszy mocno ją przytulił. Tego właśnie potrzebował. Potrzebował wsparcia, chciał wiedzieć, że nie jest sam. Potrzebował jej.
- Dziękuję ci, że jesteś. Mam nadzieję, że nigdy w życiu nie trafisz na żadnego dupsk i będziesz szczęśliwa.
Mocno przygryzła wargę, aby nie uronić ani jednej łzy i nie powiedzieć mu, jak cholernie mocno go kocha. Delikatnie uwolniła się z jego uścisku.
- Pójdę już. – powiedziała chwytając Oliwiera za rękę.   
*
Kolejnego dnia obudziła się z wtulonym w nią Oliwierem. Trzymała w dłoniach jego zapłakaną twarzyczkę. Pamiętała, jak długo starała się, by chłopiec spokojnie zasnął. Sama też miała z tym problem. Tysiące myśli kotłowało się w jej głowie nie dając dojść do głosu Morfeuszowi. Kiedy wstała, zegar wskazywał ósmą. Powiadomiła szefa, że nie zjawi się dziś w pracy. Zrobiła Oliwierowi śniadanie, a sama siedziała nad kubkiem kawy nie zwracając uwagi na przygotowane wcześniej kanapki. Patrzyła przez okno naje den punkt gdzieś w oddali. Po chwili zadzwonił telefon. To był Michał. Powiedział, że za chwilę Joanna będzie mieć cesarskie cięcie. Denerwowała się, Bała się o nią, chociaż wcale się nie znały. Nie chciała, żeby coś się jej stało. Była matką dzieci najwspanialszego mężczyzny na świecie.
__________________________


Coraz mniej mi się to podoba :/ 
sorry za te tła. :(

piątek, 27 czerwca 2014

something new

Cześć, witajcie!
Tym razem nie z nowym rozdziałem i chyba nie będzie go aż do przyszłego tygodnia, bo jutro do wieczora masa pracy, potem impreza, a w niedzielę Cool Style ^^
ok dobra tak naprawdę wiem, że wgl Was to nie interesuje, ale jestem tak strasznie tym wszystkim podekscytowana (szczególnie jutrzejszą masą pracy), że musiałam gdzieś o tym napisać. :p

Wracając do meritum. Moja wyobraźnia po raz kolejny spłatała mi figla szykując w mojej głowie szatański plan, który ja zręcznie przelałam na papier klawiaturę i powstało takie o coś:


jeśli choć troszkę Wam się spodoba, to byłoby fajnie, gdybyście napisali chociaż proste ":)" w komentarzu. 

dziękuję za uwagę, pozdrawiam. 
Pisarka od siedmiu boleści. <3

wtorek, 24 czerwca 2014

No matter what happens now I won't be afraid...

Przeczytajcie, proszę informacje na dole, okej? :)

Każdego dnia zastanawiała się, co by było gdyby o niczym się nie dowiedziała. Czy nadal byłaby „tą trzecią” zaraz po żonie i dzieciach. Tak naprawdę nie bardzo bolało ją to, że przez jakiś czas nią była, bardziej ubolewała nad tym, że dała się tak oszukać. Uwierzyła w to, że Michała i Joannę już nic nie łączy, podczas, gdy oni spodziewali się kolejnego dziecka. Nie wiedziała, dlaczego on to robi, dlaczego szuka sobie kogoś na boku, skoro, jak widać, z żoną układa mu się nieźle. Starała się jak najmniej o tym myśleć. Wciągnęła się w wir pracy, od razu przyjęła propozycję wyjazdu za granicę. Miała zaprojektować dom klientowi z Anglii. Odwlekała swój powrót do kraju najdłużej, jak się dało. Kiedy jednak po kilku miesiącach wróciła do Bełchatowa jej życie wyglądało zupełnie inaczej. Jej mama sprzedała dom i na stałe przeniosła się do Łodzi. Hani nie pozostało nic, poza dzieleniem mieszkania z bratem. Marcin okazał się wspaniałym lokatorem, o nic nie pytał, nie naciskał, kiedy było trzeba wysłuchał. Hania powoli dochodziła do siebie i zapominała o wszystkim. Po pół roku funkcjonowała tak, jak kiedyś, zanim wszystko poszło nie tak. Cieszyła się życiem, rozwijała się w pracy. Znów była szczęśliwa. Wróciła do biegania, jednak kiedy zaczął się sezon klubowy, starała się to robić w godzinach potencjalnych treningów Skry.
*
Było ciepłe wrześniowe przedpołudnie. Według prognoz jedno z ostatnich w tym roku. Nie miała słuchawek na uszach. Wsłuchiwała się we własne myśli, układała w głowie plan dnia. Biegła szybko. Wtedy na ławce, przy placu zabaw zobaczyła jego. Był przygarbiony, a jego wzrok był wbity w ekran komórki. To nie możliwe, żeby ją zauważył, mimo to jeszcze bardziej przyspieszyła. Sprintem pokonała alejkę wzdłuż placu. W jednej chwili tuż obok piaskownicy. Mała blond czupryna wpakowała się tuż pod jej nogi. Nie zdołała się zatrzymać, ominąć chłopca. Oboje runęli na ziemi. 
- Hej, Mały nic ci nie jest? Jesteś cały?
- Hania?
- Oli…
Spojrzała w jego wesołe, błękitne oczy. Nagle chłopczyk mocno przytulił się do niej. 
- Dlaczego, do nas już nie przychodzisz? Nawet nie wiesz, jak bardzo bym chciał, tata też.
- Oli to nie takie proste…
W tym samym momencie, nad nimi pojawił się Michał. Był zaskoczony, że widzi Hanię. Ona jednak szybko wzięła chłopce na ręce, i postawiła na ziemi. Kiedy sama chciała wstać, poczuła silny ból w nodze i znów wylądowała na ziemi. Nie zorientowała się, kiedy Michał wziął ją na ręce. Znów poczuła jego zapach, jego silne ramiona przyciskały ja do siebie, jakby była jego największym skarbem. 
- Michał, postaw mnie na ziemi.
- Nie zrobisz jednego kroku, pozwól sobie pomóc. 
Pochyliła głowę, aby nie patrzeć na jego oczy. Posadził ją na najbliższej ławce i zaczął powoli masować nogę. Po chwili niezręcznej ciszy zwrócił się do syna. 
- Oli, idź jeszcze na huśtawkę, bo zaraz wracamy do domu. 
- Ale tato, ja chcę posiedzieć z Hanią.
- Synu, bez dyskusji. Leć się pobawić.
Chłopiec posłusznie poszedł w stronę placu zabaw. 
- Jesteś dla niego zbyt szorstki.
- Hania…
- Dobra Michał, pomagasz mi, super, jestem ci ogromnie wdzięczna za tę nogę, ale proszę, nie rozmawiajmy, okej?
- Musisz mnie wysłuchać. 
- Ja nic nie muszę. 
Mówiąc to zerwała się szybko, ale po dwóch krokach jęknęła cicho z bólu i wylądowała na drugim końcu ławki. 
- Twoja noga jest spuchnięta, na bank ja skręciłaś i nawet gdybyś mieszkała zaraz obok parku, gwarantuję ci, że tam nie dojdziesz. Chyba w tej sytuacji będziesz musiała poświęcić mi chwilę. 
Spojrzała na niego, ale nie miała siły, żeby się z nim kłócić. Usiadł obok niej i wodząc wzrokiem za Oliwierem zaczął swoje wyjaśnienia. Z początku starała się go nie słuchać, jednak każde kolejne słowo trafiało prosto w jej serce, jak kawałek szkła. Raniło i niszczyło.
- Możesz mi wierzyć lub nie, ale ja i Joanna nie jesteśmy razem. Próbowaliśmy kilka razy, przeważnie dla Oliwiera, ale nigdy nam nie wychodziło. To, że jest teraz w ciąży, to zupełny przypadek. Nic nie znaczący epizod. - Michał, nie mów tak o dziecku.
- Masz rację, to jest dziecko i nigdy się go nie wyrzeknę. Będę je kochał i wychowywał, ale nie będę z Joanną. Nie jesteśmy sobie pisani, po prostu. Z resztą ona ma już mężczyznę swojego życia. Bankowiec, z pewnością jest dla niej lepszy niż ja, ma unormowane godziny pracy, nie ma zajętych weekendów, nie wraca zmęczony po treningach, nie zaszywa się na wakacjach w Spale. Tak, to zdecydowanie lepszy facet, wspaniały ojciec dla moich dzieci.
- Michał… 
- No co? Taka jest prawda. Joanna zasługuje na lepszego faceta, z resztą, obie zasługujecie. Nie możecie mieć nikogo „na pół etatu”. Cholera, spotkałem w swoim życiu dwie wspaniałe kobiety, jedna jest dla mnie całym światem, a nie mogę z nimi być. 
- Przestań! Przestań, bo pomyślę, że bierzesz mnie na litość.
- Nie chodzi mi o litość, Hania. Chcę po prostu, żebyś była szczęśliwa. Wiem, że teraz pewnie nie chcesz mnie znać. To nawet lepiej, im szybciej o mnie zapomnisz, tym łatwiej będzie ci znaleźć miłość swojego życia.    
- Właściwie, po co teraz mi to mówisz, po co o sobie przypominasz. Dlaczego tłumaczysz się teraz, a nie wtedy kiedy się poznaliśmy, nie rozumiesz, że wtedy byłoby prościej? – mówiła łamiącym się głosem.
- Bo chcę, żebyś wiedziała, że to co jest między mną o Joanną, to nie to, o czym myślisz. Lubię ją i szanuję, ale to wszystko. 
- Coś jeszcze?
- Tak, chcę wiedzieć, czy masz do mnie żal?
- Michał, teraz to ty posłuchaj. Sam wiesz, że pół roku temu wszystko mi się posypało. Przyjazd tu był moją ostatnią deską ratunku. I wiesz, chyba się udało. Zaczęłam nowe życie, spotkałam nawet kogoś. To był… Ideał. Dojrzały, przystojny, inteligentny, bez nałogów. Miał syna, ale to nic, polubiłam go, on też polubił mnie. Długo się zastanawiałam, dlaczego tak wspaniały facet do tej pory nikogo nie znalazł, przecież wzdycha do niego pół Polski. Mimo to, cieszyłam się nim każdego dnia, cieszyłam się, że to do mnie uśmiecha się po przebudzeniu,że to do mnie mówi „słońce”. Jednak po jakimś czasie doczekałam się wyjaśnień. Ten wspaniały facet tak naprawdę nie traktował mnie poważnie, tylko się mną zabawiał. Planował przyszłość ze swoją rodziną, budował piękny dom dla całej czwórki. Wiesz, może gdyby nie dzieci… Gdyby była tak potrzeba walczyłabym o niego z każdą kobietą, ale walka z małymi dziećmi jest nie fair. I jak tu nie mieć do ciebie żalu Michał? Być może, gdybyś powiedział mi to wszystko pól roku wcześniej wszystko wyglądałoby inaczej, ale teraz nie mamy o czym rozmawiać. Dzięki za nogę, ale już sobie poradzę. Zamówię taksówkę i wszystko będzie w porządku. Na razie, ucałuj Oliwiera i bądźcie szczęśliwi, wszyscy. 
Odprowadził ją wzrokiem. Widział, jak mimo bolącej kostki pewnie idzie do przodu, nie odwraca się, nie patrzy w jego stronę. Stracił ją, na zawsze.  
_____________________________________

Przepraszam, że nie odpisałam na komentarze, przed poprzednim postem, ale mój komputer odmówił posłuszeństwa i musiałam korzystać z zupełnie innej przeglądarki, gdzie mimo próśb i gróźb się nie udało.

Po drugie mam prolog do kolejnego opowiadania, ale na razie spoczywa on w moim folderze pod nazwą nn i kompletnie nie wiem, kogo mogłabym tam wrzucić. Potrzeba młodego, przystojnego i koniecznie wygadanego. To co, mogę liczyć na waszą inwencję? 

I po trzecie, ale nie najgorsze napiszcie, czy to wyżej wam się podoba. Wiem, że ciągle zmieniam czasy, raz jest teraźniejszy, a raz przeszły, wybaczcie mi, staram się nad tym panować, wychodzi, jak zawsze.

Pozdrawiam mocno <3 

poniedziałek, 16 czerwca 2014

Chodź, pokażę ci, jak bardzo chcę byś był.

Hania siedziała na trybunach żółto-czarnej hali Energia, która była wyjątkowo rozpalona goszcząc siatkarzy z Rzeszowa. Nie było pustego krzesełka, osoby, która znalazła się tu przypadkiem. Ona też nie przyszła tu dla zabicia czasu, choć nie śledziła zaciętej gry. Jej wzrok utkwiony był niebieskookim brunecie, który zdobywał kolejne punkty dla swojej drużyny. To, co wyprawiał na parkiecie było niesamowite. Mimo, że grał od pierwszej minuty i ani na chwilę nie zszedł z parkietu, nie było widać po nim zmęczenia. Po każdym wygranym secie ukradkiem spoglądał w jej stronę i posyłał dyskretny uśmiech. Ona odwzajemniała go, a wtedy przez jej żołądek przelatywało stado motyli. 
Po skończonym meczu usiadła na zimnym murku przed halą i osłoniła się przed chłodnym wiosennym wiatrem. Po pół godzinie, która dłużyła się niemiłosiernie, ze środka wyszło dwóch wysokich mężczyzn. Z jednym z nich od razu wymieniła spojrzenie. Nie słyszała ich rozmowy.
- Więc to jest ta twoja piękność, Michał? 
- Musisz ją poznać, koniecznie.
- Poczekaj. – powiedział chwytając przyjaciela za ramię. – Ona wie o Joannie?
- Mariusz, proszę, nie zaczynaj tych twoich kazań, dobra?
- Czyli nie wie. Nie sądzisz, że to najwyższa pora, żeby jej powiedzieć?
- Proszę, nie dzisiaj.
- Zrobisz, co chcesz, ale w tym momencie nie traktujesz jej poważnie. 
W tym samym momencie podeszła do nich Hania, nieświadoma tego, że rozmawiali właśnie o niej. 
- Kogo nie traktujesz poważnie Misiu? – powiedziała z uśmiechem otrzymując delikatny pocałunek w policzek.
- Nasz Misiek nie traktuje poważnie piłki, którą otrzymuje od rozgrywającego. Gra jak w podstawówce, a nie jak w Skrze. Ale nie będę cię zanudzał. Pozwól, że się przedstawię, Mariusz jestem. – powiedział wyciągając dłoń do dziewczyny.
- Hania. 
- Wiele o tobie słyszałem, Michał cały czas o tobie opowiada. 
- Naprawdę?  
- Tak, non stop. Dobra, nie będę wam już przeszkadzał. Wracam do domu. Miło było poznać.
Pożegnał się z Hanią i przybił piątkę z Michałem. Widział, jego pełne wdzięczności oczy i wsiadł do auta. 
- To co robimy? – spytał siatkarz obejmując dziewczynę ramieniem.
- Proponuję zakupy, gotowanie i kolację.
Obładowani torbami weszli do jego mieszkania i od razu skierowali się do kuchni. Kiedy ona zaczęła rozpakowywać zakupy, Michał podszedł do niej i objął ją. Składał pocałunki na jej szyi. Hania czuła jego ciepły, spokojny oddech, jej ciało przeszły dreszcze. Odwróciła się twarzą w jego stronę i zarzuciła mu ręce na ramiona. Po chwili usiadła na kuchennym blacie i odwzajemniała każdy jego pocałunek.
Kolejnego dnia obudziła się w jego łóżku. Nie było go obok niej. Przytuliła głowę do poduszki i zaciągnęła się mocnym zapachem jego perfum. Usłyszała dźwięki dochodzące z kuchni, więc okryła swoje nagie ciało kołdrą i wyszła z sypialni. Zobaczyła go stojącego przy blacie. Oparta o framugę drzwi przyglądała się jego umięśnionemu ciału. Nie zorientował się, że Hania jest w kuchni, nadal z wielką pasją przygotowywał dla nich śniadanie. Dopiero, kiedy z tostera wyskoczyły dwie gorące kromki odwrócił się w jej stronę.
- Nie ładnie tak podglądać.
- Pięknie pachnie. Szkoda, że muszę iść do pracy.
- Nie, nie zrobisz mi tego. Ile mamy czasu? 
- Godzinę.
-Osobiście odstawię cię do pracy, siadaj. Kawa zaraz będzie gotowa.
Siedziała naprzeciwko jego popijając gorący płyn i topiąc się w jego tęczówkach, które odzyskały tamtą radość, której nie widziała przy ich pierwszym spotkaniu w parku. On co chwila gładził jej dłoń i posyłał do niej uśmiech.
- Jak to się stało, że mieszkałaś w Nowym Jorku?
- Moja mama dostała propozycję pracy w jednej z najlepszych klinik no i wyprowadziliśmy się tam kiedy miałam kilka lat.
- Czyli twoja mama to ta słynna kardiochirurg ze Stanów. 
- „Ta słynna”? Jest aż tak znana w Bełchatowie?
- Nie wiem, czy w Bełchatowie, ale ja o niej wiele słyszałem.
- No nie wierzę, Michał Winiarski interesuje się światem medycznym. – powiedziała drocząc się z nim. 
- Joanna, mama Oliwiera, ma wadę serca, zawsze chciała się dostać do niej na konsultacje. – odparł poważnie.
- Przepraszam, nie wiedziałam. 
- Nie przepraszaj. A dlaczego wróciłaś? 
- Życie mi się posypało. Kocham Nowy Jork i jednocześnie go nienawidzę. To straszne uczucie. Tak samo kocham i nienawidzę moją siostrę.
- Co się stało, że nie utrzymujecie ze sobą kontaktu?
- Odbiła mi chłopaka, dwa miesiące przed ślubem. 
- No, to nieźle.
- Po prostu nie mogłam patrzeć na ich szczęście. 
- Szczerze mówiąc ten facet to niezły dupek. Nie mówmy o nim przy śniadaniu. Mamy masę innych ciekawszych tematów. – mówiąc to delikatnie ucałował ją w dłoń.   
Chciała, by to śniadanie trwało wieki, ale czas był nie ubłagany. Uparła się, że sama chce pojechać do pracy, a on odwiózł ją tylko do jej domu. Wbiegła do środka i szybko się przebrała, by za chwilę być w biurze. Pod koniec dnia zgodziła się zastąpić koleżankę, której rozchorowała się córeczka. Miało to być tylko wstępne spotkanie z klientem, omówienie jego planów i wymagań. Koleżanka Hani przekazała jej wstępne informacje: młoda para z dzieckiem, drugie w drodze, spotkanie poza biurem, w pobliskiej kawiarni. Dziesięć minut przed czasem Hania była już na miejscu. Nigdy nie lubiła się spóźniać. Po kwadransie dzwonek przy drzwiach zabrzmiał wesoło. Bardzo się zdziwiła, kiedy do środka wszedł Michał. Od razu wstała i podeszła do niego.
- Misiu, co ty tu robisz? Skąd wiedziałeś, że tu jestem? 
- Ja tak właściwie, to nie wiedziałem, że tu jesteś. Przyszedłem na spotkanie. 
- Spotkanie? Jakie? 
- Tylko się teraz nie obraź, że nie chodzi o ciebie. Spotkanie z architektem.
- Z Kasią Jabłońską? 
- Tak, ale jej jeszcze nie ma… 
- Ale przecież to miała być młoda para… Mój Boże, teraz wszystko rozumiem. Przepraszam… nie będę mogła ci pomóc. Przepraszam.
Wybiegła z kawiarni nie oglądając się za siebie, zanim Michał zrozumiał, co się stało było już za późno, zniknęła.

Po kilku godzinach stał pod jej drzwiami. Wiedział, że nie odejdzie stąd, zanim z nią nie porozmawia. Zadzwonił kilka razy. Drzwi otworzyła jej mama. Była dokładnie taka, jak sobie ją wyobrażał. Jej twarz nie wyrażała żadnych uczuć. Kiedy go zobaczyła zmrużyła oczy, a jej usta stworzyły równą linię 
- Dzień dobry, jest Hania?
- To nie był najlepszy pomysł, żeby tu przyjeżdżać. Niech Pan wraca do domu.
- Nie ruszę się stąd, zanim z nią nie porozmawiam.  
Po chwili do korytarza weszła Hania. Jej oczy były czerwone i opuchnięte od płaczu. Osłoniła się grubym, szarym swetrem przed zimnym powietrzem wpadającym z zewnątrz. 
- Chyba nie masz tu czego szukać.
- Hania, porozmawiajmy spokojnie. To nie tak miało wyjść.
- No, tak, oczywiście. Miałam dowiedzieć się później, że Joanna jest w ciąży i że ja jestem tylko tą, z którą możesz się wymknąć na jeden wieczór, żeby odpocząć od rodziny.
- Hania, ja nie jestem z Joanną.
- Ale dziecko jest twoje? 
- Tak, ale…
- Wracaj do rodziny Michał. Zapomnij o mnie i przychodź tu więcej.
Zamknęła drzwi z kamienną twarzą. Jeszcze przez kilka minut słyszała pukanie po drugiej stronie, zmieszane z dźwiękiem jej komórki. Walczyła sama ze sobą, by nie otworzyć i jeszcze raz nie spojrzeć w jego oczy. Po policzkach zaczęły jej spływać pojedyncze łzy. Kiedy wszystko umilkło oparła się o drzwi i usiadła na podłodze. Znów była sama. Ukryła twarz w dłoniach i zaczęła głośno płakać, chociaż kilka miesięcy temu przysięgła sobie, że już nigdy nie będzie płakać przez żadnego faceta.   
___________________________
przepraszam za te brązy w tle, blogspot odmawia posłuszeństwa. :/
wgl forma mi się nie podoba. dlaczego nie potrafię przekazać tego, co leży mi na sercu? ;(
dramatu dopiero początek.
komentujcie, wspierajcie bądźcie <3

niedziela, 1 czerwca 2014

Malutki zastój.

Czeeeść!
Przepraszam, że musiałyście tak długo czekać na jakiekolwiek słowo ode mnie, a tym bardziej przepraszam, że nie jest to kolejny rozdział moich wypocin.
Niestety, pojawi się on dopiero wtedy, kiedy będę mieć więcej wolnego czasu, a na to się nie zapowiada przynajmniej przez najbliższy tydzień. :( Proszę Was jednak o zrozumienie, troszkę spraw się skumulowało m.in. moje problemy zdrowotne, walka o jak najwyższą średnią (pochwalę się, szykuje się rekord życiowy ^^) i projekt na pożegnanie z gimnazjum. Nie ukrywam, że jestem społecznicą i w zdobywaniu dobrych ocen pomagam też moim przyjaciołom, więc czas tylko dla mnie, wolny od nauki i niezwiązany ze szkołą ograniczył się do snu i posiłków. :p
Bądźcie cierpliwe, w kolejnej części być  może pojawią się pierwsze problemy Michała i Hanki. (ojeej dopiero teraz skojarzyło mi się to z Hanką Mostowiak :o)

Ściskam Was mocno i trzymam kciuki za poprawę ocen (wiem, że to robicie, każdy się poprawia. :p) <3

wtorek, 13 maja 2014

Informacja!

Część i czołem <czy jakoś tak to leciało>
Jako, że już jutro wyjeżdżam na wyczekiwaną, wyśnioną, owianą wielkimi legendami i tajemnicami Zieloną szkołę, nie będę się tu pojawiać aż do niedzieli 25, kiedy to postaram się wrzucić nowy rozdział. :)
Czekajcie i życzcie mi udanych 10 dni nad morzem! :)

Ściskam mocno. :*

środa, 7 maja 2014

Ja nie żyję, ja po prostu zabijam czas - czekając na coś co się nie wydarzy.

Kiedy obudziła się rano, dom był pusty. Mama poszła pewnie do szpitala, albo w ogóle z niego nie wróciła. Kardiochirurg ma masę pracy. Poprawiła poduszkę mokrą od łez i zeszła na dół do kuchni. Zaparzyła sobie kawę, ale jej nie tknęła. Jeździła palcem po krawędzi kubka i analizowała wczorajsze popołudnie. Wzrok miała utkwiony w kroplach deszczu, które zbierały się na szybie. Nagle zerwała się na równe nogi przestraszona dźwiękiem komórki. Uśmiechnęła się do siebie widząc na ekranie twarz Marcina. 
- Cześć Hania, powinienem się obrazić za wczoraj. Kiedy ty wyszłaś? Nie było cię już w połowie pierwszego seta.
- Przepraszam, nie miałam nastroju.
- Następnym razem nie będę cie spuszczał z oczu.
- Nie wiem, czy będzie następny raz.
- Aż tak ci się nie podobało?
 - Nie, nie to miałam na myśli. Proszę, zmieńmy temat. Idę dziś na rozmowę kwalifikacyjną. Mam nadzieję, że będziesz trzymał kciuki.
- Oczywiście, ale jestem pewien, że cię przyjmą.
- Nie mów tak, bo się nie uda.
- Hania, nie ma drugiego takiego architekta, jak ty. Firmy powinny bić się o ciebie.
- Jakoś tego nie robią, ale dzięki.
- Nie masz za co dziękować, taka jest prawda.
- Dziękuję, że jesteś. Nie mam pojęcia, jak radziłam sobie bez ciebie w Stanach. 
Odłożyła słuchawkę i poszła wziąć prysznic. Kiedy zamykała oczy, widziała twarz Michała. Teraz była pewna, że jej nie zapomniał. Sprawiła mu tyle cierpienia kilkoma słowami. Powinna nad sobą pracować. To zdecydowanie nie powinno było się wydarzyć. Pluje sobie w twarz, bo wie, że tak się nie postępuje. To prawda, że zawsze była bezpośrednia, ale czasem naprawdę jej to przeszkadzało i komplikowało życie. Chciałaby chociaż raz zrobić coś, czego by nie żałowała. Czy to naprawdę jest aż tak trudne?
*
To niesamowite, że jedno zdanie „Czekaliśmy właśnie na kogoś takiego, jak pani.” może poprawić humor na cały dzień. Biuro projektowe jedno z najlepszych w Bełchatowie chce mieć ją u siebie. Kupiła wino i pobiegła do brata z dobrą wiadomością. Kiedy tylko otworzył jej drzwi rzuciła mu się na szyję omal nie rozbijając butelki.
- Mam pracę! Zaczynam od przyszłego tygodnia!
- A nie mówiłem?
- Dobra, przestań już gadać tylko otwórz wino, mamy co oblewać.
- A mama?
- Dzwoniłam do niej. Ma dziś jeszcze dwie operacje, wróci późno.
- Mówiłaś komuś jeszcze?
- Tak, dzwoniłam do taty. Ledwie go zrozumiałam jest gdzieś w Azji.
- A Monika?
- Co Monika?
- Pochwaliłaś jej się?
- Ona nie chwaliła mi się nowym związkiem. Nie rozmawiajmy o niej, dobra?
- Hania, to nasza siostra, może czas schować dumę do kieszeni? Kiedyś byłyście nierozłączne.
- Marcin, proszę. Wiesz jak było. To nie ja wszystko zepsułam.    
Wspomnienia o ostatnich latach spędzonych w Nowym Jorku na nowo psują jej humor. Demony powracają i nie pozwalają się wyluzować i cieszyć nową pracą. Równie szybko, jak wpadła do mieszkania brata, wypada z niego. Nie potrafi dzielić z nim radości i nawet najszczersze „przepraszam” nie poprawia sytuacji. Zatrzaskuje za sobą drzwi i kieruje się do osiedlowego sklepiku po kolejną butelkę wina. Otwiera ją w parku. Na tej samej ławce, na której spotkała Oliwiera. Pociąga kilka sporych łyków i pozwala słonym łzom spływać po policzkach. Jest zbyt ciemno, by ktokolwiek mógł je zobaczyć. Dla pewność nakłada jeszcze na głowę kaptur i znów wlewa w siebie wino. Zaciska zęby, by nie zacząć krzyczeć. Coś rozrywa ją od środka. Cierpi przez wszystkich tych, którzy stanęli na jej drodze. Po raz kolejny sięga po butelkę, chce się upić i zapomnieć. Kiedy ma ją tuż przy wargach słyszy za sobą kroki. Odwraca się i widzi mężczyznę, który tak jak ona ma na głowie kaptur, mimo to poznaje go. Siada tuż obok niej i zabiera jej butelkę pociągając łyk wina.
- Nie powinnaś tyle pić, nie w takim miejscu.
- Co ty tu robisz? – patrzy na niego zdezorientowana.
- Mógłbym cię zapytać o to samo.
Odwraca się i spogląda prosto w jej oczy. Nie może znieść tego widoku, spuszcza wzrok i obserwuje liście leżące na ziemi.
- Michał, przepraszam.
- Nie przepraszaj, jesteś pijana.
- Nie na tyle, by nie myśleć racjonalnie. Przepraszam, nie powinieneś usłyszeć takich słów.
- Może mi się należało, może miałaś rację.
- Nie.
Wstaje gwałtownie z ławki, ale alkohol na tyle namieszał jej w głowie, że po chwili zachwiania ląduje w ramionach Michała.
- W porządku?
- Tak, po prostu zakręciło mi się w głowie.
- Może ci pomogę? Powinnaś chyba już pójść do domu.
- Michał, mógłbyś kupić mi wódkę?
*
Idą obok siebie, ramię w ramię. Jeszcze wczoraj spoglądali na siebie z bólem. Co się zmieniło? Może to alkohol dodał im odwagi do powiedzenia tego, co naprawdę myślą. Może to wcale nie było takie trudne. Droga do domu jest dość długa. Znajduje się on na drugim końcu miasta. Kiedy w końcu docierają do domu jest północ.
- Wejdziesz?
- Nie chcę przeszkadzać o tej porze.
- Daj spokój będę sama, moja mama na pewno nie wróci do rana. Będzie mi miło, jeśli dotrzymasz mi towarzystwa.
- W takim razie czemu nie.
Czując na swojej szyi jego ciepły oddech odwraca się szybko.
- Oczywiście chodzi mi o rozmowę, nic więcej. Rozumiesz?
Patrzy na niego pytająco. Nie jest pewna, czy zrozumiał jej aluzję. On uśmiecha się delikatnie.
- Tylko rozmowa. Rozumiem.
Oddycha z ulgą, ale nagle w jej głowie znów zapala się czerwona lampka, jeszcze bardziej wyraźna, niż poprzednio.
- Mój Boże, a co z Oliwierem? Mam nadzieję, że nie jest teraz sam w domu.
- Nie, jest ze swoją mamą.
Spokojnie odpowiada na jej pytania i uśmiecha się raz po raz widząc jej panikę, kiedy wypowiada kolejne słowa.
- A ona nie będzie miała nic przeciwko, że tu jesteś.
- Na pewno nie. Nie jesteśmy razem.
- Przepraszam, nie wiedziałam.
- Nie musisz przepraszać. Tak czasem bywa.
- Tak, tak wiem. Teraz już wiem, co czuje Oli. Też mam porąbaną rodzinę.
Zamilkła na chwilę, by za moment znów się zarumienić i uderzyć się ręka w czoło.
- Przepraszam, nie to chciałam powiedzieć. Lepiej nic już nie będę mówić.
- Zdecydowanie za często mnie przepraszasz.
- Michał, masz do mnie żal?
Popatrzyła na niego i widziała, jak nagle posmutniał i odwrócił wzrok.
- Proszę, chce wiedzieć, czy masz mi za złe to, że tak potraktowałam cię w parku. Wiem, że nie powinnam, ale miałam zły dzień, musiałam się wyżyć, a ty stałeś się ofiarą. Nie planowałam tego.
- Wiesz, trochę zabolało. Nikt jeszcze mi tego nie powiedział, a może powinienem to usłyszeć. Ostatnio zbyt wiele spraw stawiałem przed Oliwierem, a to on jest dla mnie najważniejszy. Potrzebowałem takiego kopa, jakiego ty mi dałaś.
Zaśmiała się. Martwiła się, że zraniła Michała, a tymczasem dała mu nową siłę. Zdecydowanie coś było z nią nie tak.
- No a ty? Z tego, co zdążyłem się zorientować, nie chwalisz zbytnio swojej rodziny.
- Nie ma za co ich chwalić. Mam matkę – kardiochirurga, która chce zbawić świat i zawsze stawiała swoich pacjentów przed nami. Ojciec to światowej sławy fotograf. Jeździ po całym świecie i nigdy nie ma go w domu, a nieobecność rekompensuje pamiątkami z całego świata. Z siostrą od ponad roku nie utrzymuje kontaktów, a brat stara się to wszystko jakoś  naprawić.
- No nieźle.
Po chwili zamyślenia oboje wybuchli gromkim śmiechem.
Siedzieli jeszcze długo rozmawiając o życiu, radościach i smutkach albo tak po prostu milczeli. Rozstali się nad ranem. Umówili się na kolejne spotkanie, po nich przyszło kilka następnych. Być może były to randki, być może zwykłe spotkania dwójki przyjaciół. Mimo niezbyt udanego początku znajomości dobrze się rozumieli i wspaniale czuli się w swojej obecności.
__________________________

niewielki obrót sprawy i mała sielanka, możecie być pewni, chwilowa.  

sobota, 3 maja 2014

Wyobraź sobie że jesteś królową wszystkiego, dokąd oko sięgnie, wszystko jest pod twoją komendą...

- Cześć braciszku! – zawołała wchodząc do mieszkania najlepszego i najsłynniejszego fotografa w Bełchatowie.
- Hania! Cześć! – ucałował ją w policzek. – No i jak? Rozgościłaś się już w naszym pięknym mieście?
- Wiesz, nie do końca. Tutaj serio wszyscy mają fioła na punkcie siatkówki?
- Wszyscy. Mamy z czego być dumni.
- Będziesz mnie musiał zabrać kiedyś na mecz.
- Od razu to pokochasz, zobaczysz.
- No nie wiem. – powiedziała i popatrzyła w dal zamyślona.
- Ej, co się dzieje?
- Nie, nic.
- No przecież widzę. Mnie nie oszukasz. Mów.
- Po prostu nie mogę się tu zadomowić. Moje serce zostało w Nowym Jorku. Tu wszystko jest inne. I jeszcze ten buc w parku.
- Jaki buc? Ktoś chciał ci coś zrobić? – brat chwycił ją za rękę i popatrzył prosto w oczy.
- Nie, facet zabrał syna do parku. Mały schował się w jakiejś ciemnej alejce i płakał, bo jego rodzice się kłócą. Zgadnij co zrobił jego ojciec. Nawet nie zauważył, że chłopiec zniknął. Rozmawiał sobie spokojnie przez telefon. Gotuje się w mnie, gdy widzę takie rzeczy. Miałam wielką ochotę dać mu wtedy w twarz. Przecież różni ludzie kręcą się po parku, w każdej chwili ktoś mógł coś zrobić temu małemu.
- Hania, nie zbawisz świata. À propos zbawiania świata, byłaś u mamy w szpitalu?
- Tak, ale zamieniłyśmy tylko kilka zdań. Miała masę pracy, ciągle operacje, zabiegi. Marcin, mogę dzisiaj zmienić ci plany na wieczór? Mam strasznego doła, nie przyzwyczaiłam się do zmiany czasu i nie chcę siedzieć sama w domu.
- Pewnie, zostań, tylko ja muszę popracować nad zdjęciami.
- Nie ma sprawy. Nie będę ci przeszkadzać.
Ułożyła się wygodnie na kanapie i włączyła telewizor. Po chwili brat przyniósł jej kubek gorącej herbaty i koc. Był dla niej taki opiekuńczy. Jak zwykle żadna stacja nie mogła jej dogodzić i nacisnęła czerwony przycisk na pilocie. Usiadła przy blacie i obracając w dłoniach kubek Skry, przyglądała się Marcinowi. Wyprzystojniał. Ostatni raz widziała go na świętach. Cieszył się, że dostał pracę jako fotograf siatkarzy z Bełchatowa, ale wiedział, że trochę zawiódł ojca. Tata zawsze więcej od niego wymagał. Sam ze swoim aparatem przemierzył cały świat, a jego zdjęcia pojawiały się w najlepszych magazynach. Kiedy odkrył talent Marcina, bardzo go wspierał. Zazdrościła im tej relacji. Wsuwała swoją małą główkę do pokoju, gdzie przesiadywali godzinami i obserwowała, jak ojciec uczy jej brata prawdziwej sztuki. Byli razem w magicznym świecie, do którego ona nie miała wstępu. Nawet nie czuli jej obecności, ale jej to nie przeszkadzało. Kochała patrzeć na ich twarze. Marcina – zafascynowaną i ciekawą, co za chwilę się wydarzy, a taty radosną, że może dzielić się swoją pasją. Pamiętała, jak na twarzy ojca pojawiała się zmarszczka, tylko wtedy gdy się skupiał. Tylko nad czołem. Teraz widzi ją również u brata, kiedy ten przegląda fotografie z ostatniego meczu i co chwila uśmiecha się dumny ze swojej pracy. Podchodzi do niego i zagląda mu przez ramię. Zamiera na chwilę widząc znajomą twarz.
- Marcin, kto to jest?
- To Michał, przyjmujący Skry.
- O Boże.
- Co jest? Znasz go?
- To ten facet z parku.
- Ten od syna?
- Tak.
- Nie, to niemożliwe. Michał nie widzi świata poza Oliwierem. Musiałaś się pomylić.
- Marcin, znasz mnie. Mam pamięć do twarzy. To na pewno on, a poza tym zwrócił się do swojego syna Oli. Poczekaj, zaraz ci cos przyniosę.
Skierowała się do przedpokoju, gdzie wisiała jej torba. Wyjęła z niej czapkę chłopca, którą zapomniała oddać. Wróciła do kuchni i pokazała ją bratu.
- To czapka Małego. No to co? Idziemy jutro na mecz. Musisz ją oddać.
- Nie mam zamiaru widzieć się z tym palantem…
Kolejny dzień, Hala Energia, Bełchatów
Zgodziła się. Stoi na hali pośród rozkrzyczanych kibiców wspierających Skrę i wypatruje brata, ale nigdzie nie może dojrzeć mężczyzny z aparatem. Klnie pod nosem, bo czuje, że nie chce tu być. Zajmuje miejsce wśród statystyków wymieniając z nimi niepewne uśmiechy. Wszyscy zaskoczeni jej obecnością. Nie znają jej i obrzucają ciekawymi spojrzeniami. A ona rozgląda się, by ujrzeć znajomą twarz i odlicza minuty do rozpoczęcia meczu. Jej serce zaczyna walić, gdy na rozgrzewkę wychodzą zawodnicy. Michał idzie na końcu. Na pewno nie zapomniał, jak naskoczyła na niego w parku. A może jednak? Może potraktował ją jak pierwszą lepszą panienkę, która wtrąca się w jego życie i uczy jak wychowywać dziecko, a sama tak naprawdę nic o tym nie wie. Może w ogóle jej nie zauważył. W jej głowie kotłowało się wiele myśli. Wszystkie krążyły wokół wczorajszego incydentu w parku. Jak można tak zaniedbać dziecko?
Popatrzyła w jego stronę. Ich spojrzenia spotkały się. W jednej chwili jego twarz posmutniała, a w oczach pojawiła się pustka. Obserwował ja przez dłuższą chwilę. Nie mogła znieść jego wzroku. Wstała omal nie przewracając krzesła. Po drodze potrąciła kilka osób. Prawie biegnąc wpadła do łazienki, która, na szczęście, była pusta. Odkręciła wodę i spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Dlaczego non stop rani wszystkich dookoła? Dlaczego nikomu nie pozwala się zbliżyć? Dlaczego rany z przeszłości, mimo że powinny się już goić, ciągle dają o sobie znać? Gdyby nie to, że do środka weszło kilka dziewczyn, zaczęłaby wyć. Zmoczyła ręce pod strumieniem wody. Zamykając drzwi zauważyła na koszulce jednej z dziewcząt napis „Winiarski”. Wszyscy go tu kochają, na pewno nie powinna go ranić.
Kiedy wróciła na halę odszukała wzrokiem osobę, którą najbardziej chciała tu dziś spotkać. Podeszła do grupki dzieci bawiących się przy kwadracie dla rezerwowych. Od razu spojrzał na nią mały blondyn. Wyciągnęła jego czapkę i wręczyła mu ją.
- Oli, powiedz tacie… - mówiła ze ściśniętym gardłem – powiedz mu, że przepraszam.
-Poczekaj, zobaczysz jak gra tata.
- Nie mogę zostać. Na razie! Trzymaj się.
Potargała małemu włosy i skierowała się w stronę wyjścia. Jeszcze jeden rzut oka na parkiet i zepsuta zagrywka Michała. Poczuła, że patrzy na nią, że przez cały czas ją obserwuje. Zacisnęła zęby, by nie uronić ani jednej łzy i opuściła halę.  

____________________________
Część pierwsza, może nie nudna, zobaczymy.   
czekam na kilka komentarzy.

niedziela, 27 kwietnia 2014

Prolog

Promienie słońca walczą z liśćmi na drzewach, by dostać się do najbardziej odległych zakamarków. Ptaki śpiewają przeraźliwie głośno i wesoło. Wszystko wokół jest zbyt piękne, zbyt sielankowe. Zakochani są wszędzie. Ci bardzo młodzi obściskują się tam, gdzie „nikt ich nie widzi”, trochę starsi spacerują trzymając się za ręce i szepcząc sobie raz po raz miłe słówka, a ci z włosami pokrytymi szarością patrzą na siebie z wielką miłością w oczach. Trawa się zieleni, kwiaty kwitną, plac zabaw jest pełen dzieci. Idylla.
Co tam robi ona? Wyrwana z nowojorskiej codzienności idealistka. Nie wie, co to miłość, irytuje ją zachowanie szczęśliwych zakochanych. Biegnie przed siebie z czapką, której daszek zakrywa jej twarz. W słuchawkach rozbrzmiewają ulubione melodie. Ktoś kiedyś jej powiedział, że ludzie, którzy uprawiając jogging słuchają muzyki są tchórzami, uciekającymi od własnych myśli. Ona tak bardzo chciałaby być takim tchórzem, ale nie potrafi. Nie potrafi oderwać się od wspomnień. I teraz tak bardzo chciałaby, żeby spadł ten cholerny deszcz i ukrył jej łzy…
Kilka dni temu wróciła z miasta, gdzie życie wygląda zupełnie inaczej, niż gdziekolwiek indziej. Z miasta, które na nic nie czeka, do niczego nie wraca. Miasta, które nigdy nie śpi. I chociaż nie powiodło jej się tam, to jej serce zostało na Brooklynie. A tutaj? Wszystko jest inne. Zdecydowanie ten park nie umywa się do Central Parku.

Kiedy ominęła plac zabaw i skręciła w inną alejkę zobaczyła siedzącego na ławce małego chłopca. Spod czapki supermena wystawały kosmyki jasnych włosów. Miał około sześciu może siedmiu lat. Kiedy podbiegła bliżej zobaczyła w jego błękitnych oczach łzy. Przykucnęła przed nim i położyła dłonie na jego szczupłych kolanach.
- Hej, superbohaterowie  nie płaczą. Co się stało? Zgubiłeś się?
Poczuła na sobie jego ciekawe spojrzenie.
- Nie. Wiem, gdzie jest plac zabaw. Przyszedłem tu z tatą. Często mnie tu zabiera.
- No to co jest? Dlaczego jesteś smutny?
- Mama cały czas kłóci się z tatą.
- Ej, ale na pewno cię kochają. Głowa do góry. Chodź, poszukamy twojego taty.
Chwyciła malca za rękę, a w drugiej trzymała jego niebieską czapkę. Czuła sympatię do chłopca, ale było jej go żal. Cierpi przez nieporozumienia między rodzicami. Sama wie, jak to jest, chociaż jej rodzice rozstali się, kiedy była dorosła. Biorąc chłopca na ramiona czekała, aż mały wypatrzy w tłumie swojego ojca. Kiedy wskazał na wysokiego bruneta zajętego rozmową przez telefon, była pewna, że nie zauważył zniknięcia syna. Podeszła do niego pewnie i postawiła małego na ziemi. Kiedy mężczyzna zdezorientowany popatrzył w jej stronę zatopiła się w jego oczach. Były takie same, jak jego syna. Może trochę bardziej smutne, przygaszone, jakby straciły coś, co nadawało im błysk i radość. Zebrała się w sobie szybko.
- To chyba pańska zguba.- powiedziała wskazując na chłopca.
- Zguba? – zapytał zaskoczony.
- Nie bardzo się na tym znam, ale dzieci w tym wieku potrzebują trochę więcej uwagi.
- Przepraszam, ale o co Pani chodzi?
-Chodzi mi o to, że Pana syn siedzi i płacze w jakiejś kompletnie pustej alejce, podczas gdy Pan woli pogadać sobie przez telefon. – czuła, jak rośnie w niej wściekłość. Ściskając w dłoni czapkę chłopca wyładowywała na jego ojcu całą złość, jaka zgromadziła się w niej przez ostatnie miesiące.
- W takim razie dziękuję Pani, że zajęła się moim synem. Przepraszam ale nie mogę dalej prowadzić tej przemiłej pogawędki. Do widzenia.
Irytuje ją spokój faceta i gdyby nie jego wzrost, który wzbudza respekt, na pewno dałaby mu w twarz.
- Wie Pan co? Pora dorosnąć do roli ojca.
Popatrzył na nią i widziała, że jego oczy stają się jeszcze bardziej smutne, niż były. Ugryzła się w język. Nie to chciała powiedzieć. Mimo wszystko, nikt nie zasługuje na takie słowa.
- Chodź Oli, idziemy. – mężczyzna chwyta syna za rękę i odchodzi. A ona zostaje tam sama. Nim spostrzegła, że nadal trzyma w dłoni niebieską czapeczkę ze znaczkiem supermena, obaj zniknęli z jej pola widzenia. Po policzku dziewczyny znów popłynęły łzy. Dlaczego nie potrafi już z nikim rozmawiać?
_____________________________________
W przerwie między bólem serca po porażce i godzeniem się ze srebrem.
Pozdrawiam :*

sobota, 26 kwietnia 2014

Po pierwsze, powitanie.

Cześć, wkrótce, tuż po przypływie wolnego czasu i chęci pojawi się prolog.
Mam nadzieję, że ta strona nie trafi na Waszą czarną listę i nie zostanie opatrzona uwagą "Nie wchodzić" z wielkim wykrzyknikiem.

Tymczasem zapraszam do zakładki "Bohaterowie".