wtorek, 1 lipca 2014

I can't save you if you don't let me

Okłady z lodu nie pomogły. Noga z godziny na godzinę bolała coraz bardziej. Ostatkiem sił, klnąc co chwilę pod nosem i jęcząc z bólu Hania zeszła pod blok i wsiadła do taksówki. W szpitalu okazało się, że noga jest skręcona. Już o kuli dziewczyna kierowała się do wyjścia. Środki przeciwbólowe pozwalały jej na normalne funkcjonowanie. Przy drzwiach frontowych wpadła na Michała. Na rękach trzymał roztrzęsionego synka. Twarz chłopca była cała w łzach.
 - Michał, co się stało?
- Joanna…
- Dobra, zostaw Małego ze mną, zabiorę go do bufetu, a ty idź i sprawdź, co z nią.
- Dziękuję… - odpowiedział zostawiając syna pod jej opieką.
Hania zaopiekowała się Olim najlepiej, jak mogła. Wiedziała, jak on to wszystko przeżywa. W końcu zmęczony całym dniem, a przede wszystkim płaczem usnął na jej kolanach w małym szpitalnym bufecie. Jego klatka piersiowa unosiła się w miarowym oddechu, a na buzi malował się spokój. Był cholernie podobny do swojego ojca…
Po godzinie zjawił się Michał. Jego twarz była poważna i nie dało się z niej odczytać żadnych emocji. Podszedł do nich i usiadła naprzeciwko.
- I jak?
- Na razie sytuacja opanowana, ale trzeba czekać do rana.
- A jak maleństwo?
- Z małym w porządku.
- Małym? To będzie chłopiec?
- Tak. – odpowiedział siląc się na delikatny uśmiech.
- To przez tę wadę serca, tak?
Kiwnął twierdząco głową.
- Zobaczę, co da się zrobić.
Wstała z krzesła delikatnie zdejmując chłopca z kolan i zaczęła wybierać numer mamy.
- Hania, ja o nic cie nie proszę.
- Wiem, ale pozwól mi pomóc, dobra?
Po chwili usłyszała w słuchawce telefonu ciepły głos rodzicielki.  
- Mamo, przyjedź, proszę do szpitala w Bełchatowie.
- Córeczko, coś się stało? Coś z tobą, Marcinem?
- Nie, z nami w porządku. Potrzebuję twojej konsultacji, przyjedź szybko.
*
Po niespełna godzinie do sali, w której leżała Joanna weszła mama Hani. Była profesjonalistką, wiedziała, że musi pomóc pacjentce, jednak gdy wyszła, poprosiła córkę na słowo.
- Haniu, na pewno, chcesz tu być? Twoja noga nie wygląda za dobrze, powinnaś się położyć.
- Mamo…
- Widzę, jak patrzysz na Michała. Dlaczego to robisz? Dlaczego mu pomagasz?
- Popatrz na Oliwiera, jest taki mały… Po prostu cieszę się, że mam ciebie, a on nie zasługuje na to, by zostać sam.
Mama pocałowała Joannę w czoło.
- Zrobię wszystko, co w mojej mocy.
- Co z Joanną? – powiedziała kiedy zbliżył się do nich Michał.
- Haniu, tobie nie mogę udzielać takich informacji, ale pana, jako ojca dziecka zapraszam do gabinetu. – wskazała ręką drzwi po przeciwnej stronie.
Dziewczyna podeszła do Oliwiera, który właśnie się obudził. Nie mówił nic, po jego policzkach spływały małe słone kropelki. Objął mocno jej szyję i wtulił się w jej włosy. Po chwili drzwi gabinetu otworzyły się. Michał wyszedł i przez chwilę przyglądał się swojemu synowi. Kiedy on również go zauważył zerwał się szybko i wdrapał się na jego ramiona.
- Hej, synku, już dobrze. – powiedział kładąc jego małą główkę na ramieniu i gładząc jego włosy.
Hania cały czas obserwowała ich obu. Kiedy jej oczy spotkały jej ukochane tęczówki Michała, zauważyła w nich wielki smutek i strach.
- Synku, poczekasz chwilę? Musze porozmawiać z Hanią.
Mały posłusznie usiadła na krześle po drugiej stronie korytarza.
- I jak z nią? – powiedziała przyciszonym głosem.
- Nie jest dobrze, czekamy do jutra, jeżeli się nie ustabilizuje, zrobią cesarskie cięcie. Hania, dziękuję ci za wszystko. Proszę jedź do domu, daj odpocząć nodze. Nie chcę obarczać się swoimi problemami.
- Michał…
- I tak dużo dla nas zrobiłaś. Dziękuję, że zadzwoniłaś po mamę, to naprawdę dużo dla nas znaczy.
- Dobra, ale może chociaż zabiorę ze sobą Oliwera, jest późno, a szpital to nie jest dobre miejsce dla dzieci.
Nie odpowiedział nic. Doskonale wiedział, że Hania ma rację. Po chwili ciszy mocno ją przytulił. Tego właśnie potrzebował. Potrzebował wsparcia, chciał wiedzieć, że nie jest sam. Potrzebował jej.
- Dziękuję ci, że jesteś. Mam nadzieję, że nigdy w życiu nie trafisz na żadnego dupsk i będziesz szczęśliwa.
Mocno przygryzła wargę, aby nie uronić ani jednej łzy i nie powiedzieć mu, jak cholernie mocno go kocha. Delikatnie uwolniła się z jego uścisku.
- Pójdę już. – powiedziała chwytając Oliwiera za rękę.   
*
Kolejnego dnia obudziła się z wtulonym w nią Oliwierem. Trzymała w dłoniach jego zapłakaną twarzyczkę. Pamiętała, jak długo starała się, by chłopiec spokojnie zasnął. Sama też miała z tym problem. Tysiące myśli kotłowało się w jej głowie nie dając dojść do głosu Morfeuszowi. Kiedy wstała, zegar wskazywał ósmą. Powiadomiła szefa, że nie zjawi się dziś w pracy. Zrobiła Oliwierowi śniadanie, a sama siedziała nad kubkiem kawy nie zwracając uwagi na przygotowane wcześniej kanapki. Patrzyła przez okno naje den punkt gdzieś w oddali. Po chwili zadzwonił telefon. To był Michał. Powiedział, że za chwilę Joanna będzie mieć cesarskie cięcie. Denerwowała się, Bała się o nią, chociaż wcale się nie znały. Nie chciała, żeby coś się jej stało. Była matką dzieci najwspanialszego mężczyzny na świecie.
__________________________


Coraz mniej mi się to podoba :/ 
sorry za te tła. :(

1 komentarz:

  1. piękne jest to poświęcenie, pokora i zrozumienie ze strony głównej bohaterki :) bardzo przyjemnie się to czyta, jak zwykle. czekam na rozwój akcji no i rozwiązanie sprawy z Joanną ;) jestem dobre myśli, czekam z niecierpliwością na następny ;*

    OdpowiedzUsuń