- Cześć braciszku! – zawołała wchodząc do mieszkania
najlepszego i najsłynniejszego fotografa w Bełchatowie.
- Hania! Cześć! – ucałował ją w policzek. – No i jak? Rozgościłaś się już w naszym pięknym mieście?
- Wiesz, nie do końca. Tutaj serio wszyscy mają fioła na punkcie siatkówki?
- Wszyscy. Mamy z czego być dumni.
- Będziesz mnie musiał zabrać kiedyś na mecz.
- Od razu to pokochasz, zobaczysz.
- No nie wiem. – powiedziała i popatrzyła w dal zamyślona.
- Ej, co się dzieje?
- Nie, nic.
- No przecież widzę. Mnie nie oszukasz. Mów.
- Po prostu nie mogę się tu zadomowić. Moje serce zostało w Nowym Jorku. Tu wszystko jest inne. I jeszcze ten buc w parku.
- Jaki buc? Ktoś chciał ci coś zrobić? – brat chwycił ją za rękę i popatrzył prosto w oczy.
- Nie, facet zabrał syna do parku. Mały schował się w jakiejś ciemnej alejce i płakał, bo jego rodzice się kłócą. Zgadnij co zrobił jego ojciec. Nawet nie zauważył, że chłopiec zniknął. Rozmawiał sobie spokojnie przez telefon. Gotuje się w mnie, gdy widzę takie rzeczy. Miałam wielką ochotę dać mu wtedy w twarz. Przecież różni ludzie kręcą się po parku, w każdej chwili ktoś mógł coś zrobić temu małemu.
- Hania, nie zbawisz świata. À propos zbawiania świata, byłaś u mamy w szpitalu?
- Tak, ale zamieniłyśmy tylko kilka zdań. Miała masę pracy, ciągle operacje, zabiegi. Marcin, mogę dzisiaj zmienić ci plany na wieczór? Mam strasznego doła, nie przyzwyczaiłam się do zmiany czasu i nie chcę siedzieć sama w domu.
- Pewnie, zostań, tylko ja muszę popracować nad zdjęciami.
- Nie ma sprawy. Nie będę ci przeszkadzać.
Ułożyła się wygodnie na kanapie i włączyła telewizor. Po chwili brat przyniósł jej kubek gorącej herbaty i koc. Był dla niej taki opiekuńczy. Jak zwykle żadna stacja nie mogła jej dogodzić i nacisnęła czerwony przycisk na pilocie. Usiadła przy blacie i obracając w dłoniach kubek Skry, przyglądała się Marcinowi. Wyprzystojniał. Ostatni raz widziała go na świętach. Cieszył się, że dostał pracę jako fotograf siatkarzy z Bełchatowa, ale wiedział, że trochę zawiódł ojca. Tata zawsze więcej od niego wymagał. Sam ze swoim aparatem przemierzył cały świat, a jego zdjęcia pojawiały się w najlepszych magazynach. Kiedy odkrył talent Marcina, bardzo go wspierał. Zazdrościła im tej relacji. Wsuwała swoją małą główkę do pokoju, gdzie przesiadywali godzinami i obserwowała, jak ojciec uczy jej brata prawdziwej sztuki. Byli razem w magicznym świecie, do którego ona nie miała wstępu. Nawet nie czuli jej obecności, ale jej to nie przeszkadzało. Kochała patrzeć na ich twarze. Marcina – zafascynowaną i ciekawą, co za chwilę się wydarzy, a taty radosną, że może dzielić się swoją pasją. Pamiętała, jak na twarzy ojca pojawiała się zmarszczka, tylko wtedy gdy się skupiał. Tylko nad czołem. Teraz widzi ją również u brata, kiedy ten przegląda fotografie z ostatniego meczu i co chwila uśmiecha się dumny ze swojej pracy. Podchodzi do niego i zagląda mu przez ramię. Zamiera na chwilę widząc znajomą twarz.
- Marcin, kto to jest?
- To Michał, przyjmujący Skry.
- O Boże.
- Co jest? Znasz go?
- To ten facet z parku.
- Ten od syna?
- Tak.
- Nie, to niemożliwe. Michał nie widzi świata poza Oliwierem. Musiałaś się pomylić.
- Marcin, znasz mnie. Mam pamięć do twarzy. To na pewno on, a poza tym zwrócił się do swojego syna Oli. Poczekaj, zaraz ci cos przyniosę.
Skierowała się do przedpokoju, gdzie wisiała jej torba. Wyjęła z niej czapkę chłopca, którą zapomniała oddać. Wróciła do kuchni i pokazała ją bratu.
- To czapka Małego. No to co? Idziemy jutro na mecz. Musisz ją oddać.
- Nie mam zamiaru widzieć się z tym palantem…
- Hania! Cześć! – ucałował ją w policzek. – No i jak? Rozgościłaś się już w naszym pięknym mieście?
- Wiesz, nie do końca. Tutaj serio wszyscy mają fioła na punkcie siatkówki?
- Wszyscy. Mamy z czego być dumni.
- Będziesz mnie musiał zabrać kiedyś na mecz.
- Od razu to pokochasz, zobaczysz.
- No nie wiem. – powiedziała i popatrzyła w dal zamyślona.
- Ej, co się dzieje?
- Nie, nic.
- No przecież widzę. Mnie nie oszukasz. Mów.
- Po prostu nie mogę się tu zadomowić. Moje serce zostało w Nowym Jorku. Tu wszystko jest inne. I jeszcze ten buc w parku.
- Jaki buc? Ktoś chciał ci coś zrobić? – brat chwycił ją za rękę i popatrzył prosto w oczy.
- Nie, facet zabrał syna do parku. Mały schował się w jakiejś ciemnej alejce i płakał, bo jego rodzice się kłócą. Zgadnij co zrobił jego ojciec. Nawet nie zauważył, że chłopiec zniknął. Rozmawiał sobie spokojnie przez telefon. Gotuje się w mnie, gdy widzę takie rzeczy. Miałam wielką ochotę dać mu wtedy w twarz. Przecież różni ludzie kręcą się po parku, w każdej chwili ktoś mógł coś zrobić temu małemu.
- Hania, nie zbawisz świata. À propos zbawiania świata, byłaś u mamy w szpitalu?
- Tak, ale zamieniłyśmy tylko kilka zdań. Miała masę pracy, ciągle operacje, zabiegi. Marcin, mogę dzisiaj zmienić ci plany na wieczór? Mam strasznego doła, nie przyzwyczaiłam się do zmiany czasu i nie chcę siedzieć sama w domu.
- Pewnie, zostań, tylko ja muszę popracować nad zdjęciami.
- Nie ma sprawy. Nie będę ci przeszkadzać.
Ułożyła się wygodnie na kanapie i włączyła telewizor. Po chwili brat przyniósł jej kubek gorącej herbaty i koc. Był dla niej taki opiekuńczy. Jak zwykle żadna stacja nie mogła jej dogodzić i nacisnęła czerwony przycisk na pilocie. Usiadła przy blacie i obracając w dłoniach kubek Skry, przyglądała się Marcinowi. Wyprzystojniał. Ostatni raz widziała go na świętach. Cieszył się, że dostał pracę jako fotograf siatkarzy z Bełchatowa, ale wiedział, że trochę zawiódł ojca. Tata zawsze więcej od niego wymagał. Sam ze swoim aparatem przemierzył cały świat, a jego zdjęcia pojawiały się w najlepszych magazynach. Kiedy odkrył talent Marcina, bardzo go wspierał. Zazdrościła im tej relacji. Wsuwała swoją małą główkę do pokoju, gdzie przesiadywali godzinami i obserwowała, jak ojciec uczy jej brata prawdziwej sztuki. Byli razem w magicznym świecie, do którego ona nie miała wstępu. Nawet nie czuli jej obecności, ale jej to nie przeszkadzało. Kochała patrzeć na ich twarze. Marcina – zafascynowaną i ciekawą, co za chwilę się wydarzy, a taty radosną, że może dzielić się swoją pasją. Pamiętała, jak na twarzy ojca pojawiała się zmarszczka, tylko wtedy gdy się skupiał. Tylko nad czołem. Teraz widzi ją również u brata, kiedy ten przegląda fotografie z ostatniego meczu i co chwila uśmiecha się dumny ze swojej pracy. Podchodzi do niego i zagląda mu przez ramię. Zamiera na chwilę widząc znajomą twarz.
- Marcin, kto to jest?
- To Michał, przyjmujący Skry.
- O Boże.
- Co jest? Znasz go?
- To ten facet z parku.
- Ten od syna?
- Tak.
- Nie, to niemożliwe. Michał nie widzi świata poza Oliwierem. Musiałaś się pomylić.
- Marcin, znasz mnie. Mam pamięć do twarzy. To na pewno on, a poza tym zwrócił się do swojego syna Oli. Poczekaj, zaraz ci cos przyniosę.
Skierowała się do przedpokoju, gdzie wisiała jej torba. Wyjęła z niej czapkę chłopca, którą zapomniała oddać. Wróciła do kuchni i pokazała ją bratu.
- To czapka Małego. No to co? Idziemy jutro na mecz. Musisz ją oddać.
- Nie mam zamiaru widzieć się z tym palantem…
Kolejny dzień, Hala Energia, Bełchatów
Zgodziła się. Stoi na
hali pośród rozkrzyczanych kibiców wspierających Skrę i wypatruje brata, ale
nigdzie nie może dojrzeć mężczyzny z aparatem. Klnie pod nosem, bo czuje, że
nie chce tu być. Zajmuje miejsce wśród statystyków wymieniając z nimi niepewne
uśmiechy. Wszyscy zaskoczeni jej obecnością. Nie znają jej i obrzucają
ciekawymi spojrzeniami. A ona rozgląda się, by ujrzeć znajomą twarz i odlicza
minuty do rozpoczęcia meczu. Jej serce zaczyna walić, gdy na rozgrzewkę
wychodzą zawodnicy. Michał idzie na końcu. Na pewno nie zapomniał, jak naskoczyła
na niego w parku. A może jednak? Może potraktował ją jak pierwszą lepszą
panienkę, która wtrąca się w jego życie i uczy jak wychowywać dziecko, a sama
tak naprawdę nic o tym nie wie. Może w ogóle jej nie zauważył. W jej głowie
kotłowało się wiele myśli. Wszystkie krążyły wokół wczorajszego incydentu w
parku. Jak można tak zaniedbać dziecko? Popatrzyła w jego stronę. Ich spojrzenia spotkały się. W jednej chwili jego twarz posmutniała, a w oczach pojawiła się pustka. Obserwował ja przez dłuższą chwilę. Nie mogła znieść jego wzroku. Wstała omal nie przewracając krzesła. Po drodze potrąciła kilka osób. Prawie biegnąc wpadła do łazienki, która, na szczęście, była pusta. Odkręciła wodę i spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Dlaczego non stop rani wszystkich dookoła? Dlaczego nikomu nie pozwala się zbliżyć? Dlaczego rany z przeszłości, mimo że powinny się już goić, ciągle dają o sobie znać? Gdyby nie to, że do środka weszło kilka dziewczyn, zaczęłaby wyć. Zmoczyła ręce pod strumieniem wody. Zamykając drzwi zauważyła na koszulce jednej z dziewcząt napis „Winiarski”. Wszyscy go tu kochają, na pewno nie powinna go ranić.
Kiedy wróciła na halę odszukała wzrokiem osobę, którą najbardziej chciała tu dziś spotkać. Podeszła do grupki dzieci bawiących się przy kwadracie dla rezerwowych. Od razu spojrzał na nią mały blondyn. Wyciągnęła jego czapkę i wręczyła mu ją.
- Oli, powiedz tacie… - mówiła ze ściśniętym gardłem – powiedz mu, że przepraszam.
-Poczekaj, zobaczysz jak gra tata.
- Nie mogę zostać. Na razie! Trzymaj się.
Potargała małemu włosy i skierowała się w stronę wyjścia. Jeszcze jeden rzut oka na parkiet i zepsuta zagrywka Michała. Poczuła, że patrzy na nią, że przez cały czas ją obserwuje. Zacisnęła zęby, by nie uronić ani jednej łzy i opuściła halę.
____________________________
Część pierwsza, może nie nudna, zobaczymy.
czekam na kilka komentarzy.
to opowiadanie wciąga...Hania jest taka jakaś trochę nierealna, sama nie wiem jak to opisać, ale bardzo przypadła mi do gustu ;) czułabym się okropnie ledwo co znosząc to bolejące spojrzenie Michała, nie dziwię się że pękła i uciekła. Zobaczymy jak dalej się to potoczy, ale bohaterowie i ogólny zarys historii na prawdę mnie zaciekawiły ;) czekam na więcej ! ;*
OdpowiedzUsuńno Hania rzeczywiście jest trochę specyficzna. Na wstępie skrzywdziła Michała, chociaż tego nie chciała, a teraz ponosi konsekwencje. Cieszę się, że ci się podoba. :* I dziękuję za motywację komentarzem. :*
Usuń