Epilog
Utykając weszła do
szpitala, który przerażał bielą ścian. Odszukała wzrokiem Michała. Stał razem
ze swoją mamą, która miała odebrać Oliwiera. Kiedy ją zauważył podszedł i wziął
chłopca na ręce. - Mamo, poznaj, to jest Hania.Wyciągnęła rękę do starszej pani, o rysach twarzy identycznych do syna. Zabrała wnuka, pożegnała się i wyszła ze szpitala. Jeszcze chwilę patrzyła na zamykające się za panią Winiarską drzwi, by potem przenieść wzrok na smutne oczy Michała.
- I jak jest?
- Mam syna. – uśmiechnął się nikle.
- Gratuluję.
Po chwili niezręcznej ciszy ujęła jego ramię, by dodać mu otuchy.
- Pójdę już.
- Poczekaj, Joanna chciała z tobą porozmawiać.
- Ze mną?
- Tak, proszę, zrób to dla niej. Na razie jest tam Mateusz, jej partner.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł.
- Hania, proszę…
- No dobrze.
Wchodzi do jasnej sali, mijając się w wejściu z Mateuszem. Widzi Joannę leżącą wśród białej pościeli. Jest chuda i blada, wskazuje jej miejsce na krześle obok.
- Usiądź, nie gryzę. – dodaje uśmiechając się tak, jakby był to dla niej największy wysiłek, chociaż nie chce, żeby o było widać.
- Chciałaś ze mną rozmawiać.
- Trochę niezręcznie mi o tym mówić. Zrozum, nie chcę o nic cię prosić.
- Joanna, o co chodzi?
- Widzę, jak Michał cię kocha i nie chce, żebym to ja była powodem rozpadu waszego związku. Ja już znalazłam miłość swojego życia, a z Michałem nie łączy mnie nic oprócz dzieci.
- Proszę…
- Daj mi skończyć dobra? Gdyby mi się coś stało, gdybym stąd nie wyszła…
- Nie mów tak.
- Gdyby jednak, dzieci będą mieszkać z Michałem. To są jego dzieci, nie chcę, by zajmował się nimi nikt inny. Byłabym zaszczycona, gdybyś to ty pomogła Michałowi w wychowaniu moich synów.
- Nie mogę ci tego obiecać.
- Posłuchaj, może teraz jest między wami źle, ale ja wierzę w to, że wszystko się ułoży.
- Nie, Joanna. Jak ty sobie to wyobrażasz. Chciałabyś, żeby któryś z chłopców powiedział do mnie „mamo”? A co byłoby gdybym miała własne dzieci z Michałem? Co by było gdyby któreś z nich zapytało go, kogo kocha bardziej? Nawet nie wiesz jak to jest dla mnie trudne, nie wiesz ile razy zastanawiałam się, czy nie zaryzykować. Ale ja nie dam rady. Kocham Michała, kocham Oliwiera, ale to wszystko mnie przytłacza. Nie potrafię tak żyć.
Joanna nie odpowiedziała. Chwyciła jej dłoń i delikatnie ścisnęła. Po policzkach Hani spływały łzy. Dopiero teraz mogła powiedzieć komuś, co tak naprawdę czuje.
- Przepraszam, nie powinnam tego od ciebie wymagać, ale proszę zastanów się nad tym jeszcze.
- Nie, wracam do Stanów to już postanowione.
Wstała z krzesła i skierowała się do wyjścia. Powstrzymywała łzy kryjące się pod powiekami.
- Poczekaj – powiedziała Joanna słabym głosem. – dziękuję za konsultację z twoją mamą. To naprawdę dużo dla mnie znaczy.
Uśmiechnęła się tylko i zniknęła za drzwiami. Na korytarzu spotkała Michała i Mateusza. Ich twarze nie wskazywały na to, że jest dobrze. Obaj siedzieli z opuszczonymi głowami i tylko Winiarski podniósł się, kiedy Hania wyszła a sali. Zauważył jej zaszklone oczy.
- Hej, coś się stało?
- Nie. Wszystko gra.
- Na pewno?
- Tak. – odpowiedziała zmęczona pytaniami.
- Może chcesz zobaczyć Małego?
- Nie. Nie zrozum mnie źle Michał. Cieszę się, że masz syna, ale nie chcę go zobaczyć. Boję się, że jego też pokocham.
Wyszła szybko, nie pozwoliła dojść do głosu Michałowi. Usiadła na pierwszej wolnej ławce przed szpitalem. Ukryła warz w dłoniach i w końcu pozwoliła łzom swobodnie płynąć. Wiedziała, że nie może dłużej zostać w Bełchatowie. Musi wyjechać, jak najszybciej.
- Mam syna. – uśmiechnął się nikle.
- Gratuluję.
Po chwili niezręcznej ciszy ujęła jego ramię, by dodać mu otuchy.
- Pójdę już.
- Poczekaj, Joanna chciała z tobą porozmawiać.
- Ze mną?
- Tak, proszę, zrób to dla niej. Na razie jest tam Mateusz, jej partner.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł.
- Hania, proszę…
- No dobrze.
Wchodzi do jasnej sali, mijając się w wejściu z Mateuszem. Widzi Joannę leżącą wśród białej pościeli. Jest chuda i blada, wskazuje jej miejsce na krześle obok.
- Usiądź, nie gryzę. – dodaje uśmiechając się tak, jakby był to dla niej największy wysiłek, chociaż nie chce, żeby o było widać.
- Chciałaś ze mną rozmawiać.
- Trochę niezręcznie mi o tym mówić. Zrozum, nie chcę o nic cię prosić.
- Joanna, o co chodzi?
- Widzę, jak Michał cię kocha i nie chce, żebym to ja była powodem rozpadu waszego związku. Ja już znalazłam miłość swojego życia, a z Michałem nie łączy mnie nic oprócz dzieci.
- Proszę…
- Daj mi skończyć dobra? Gdyby mi się coś stało, gdybym stąd nie wyszła…
- Nie mów tak.
- Gdyby jednak, dzieci będą mieszkać z Michałem. To są jego dzieci, nie chcę, by zajmował się nimi nikt inny. Byłabym zaszczycona, gdybyś to ty pomogła Michałowi w wychowaniu moich synów.
- Nie mogę ci tego obiecać.
- Posłuchaj, może teraz jest między wami źle, ale ja wierzę w to, że wszystko się ułoży.
- Nie, Joanna. Jak ty sobie to wyobrażasz. Chciałabyś, żeby któryś z chłopców powiedział do mnie „mamo”? A co byłoby gdybym miała własne dzieci z Michałem? Co by było gdyby któreś z nich zapytało go, kogo kocha bardziej? Nawet nie wiesz jak to jest dla mnie trudne, nie wiesz ile razy zastanawiałam się, czy nie zaryzykować. Ale ja nie dam rady. Kocham Michała, kocham Oliwiera, ale to wszystko mnie przytłacza. Nie potrafię tak żyć.
Joanna nie odpowiedziała. Chwyciła jej dłoń i delikatnie ścisnęła. Po policzkach Hani spływały łzy. Dopiero teraz mogła powiedzieć komuś, co tak naprawdę czuje.
- Przepraszam, nie powinnam tego od ciebie wymagać, ale proszę zastanów się nad tym jeszcze.
- Nie, wracam do Stanów to już postanowione.
Wstała z krzesła i skierowała się do wyjścia. Powstrzymywała łzy kryjące się pod powiekami.
- Poczekaj – powiedziała Joanna słabym głosem. – dziękuję za konsultację z twoją mamą. To naprawdę dużo dla mnie znaczy.
Uśmiechnęła się tylko i zniknęła za drzwiami. Na korytarzu spotkała Michała i Mateusza. Ich twarze nie wskazywały na to, że jest dobrze. Obaj siedzieli z opuszczonymi głowami i tylko Winiarski podniósł się, kiedy Hania wyszła a sali. Zauważył jej zaszklone oczy.
- Hej, coś się stało?
- Nie. Wszystko gra.
- Na pewno?
- Tak. – odpowiedziała zmęczona pytaniami.
- Może chcesz zobaczyć Małego?
- Nie. Nie zrozum mnie źle Michał. Cieszę się, że masz syna, ale nie chcę go zobaczyć. Boję się, że jego też pokocham.
Wyszła szybko, nie pozwoliła dojść do głosu Michałowi. Usiadła na pierwszej wolnej ławce przed szpitalem. Ukryła warz w dłoniach i w końcu pozwoliła łzom swobodnie płynąć. Wiedziała, że nie może dłużej zostać w Bełchatowie. Musi wyjechać, jak najszybciej.
Wiem ze czekałeś, aż powiem tak
Wracam do domu, ostatni raz
Wracam do domu, ostatni raz
*
W dzień wyjazdu pojawiła się na
cmentarzu. Widziała, jak zamyka się trumna, jak przysypuje ją ziemia. Widziała
łzy Oliwiera, swoje maskowała za dużymi ciemnymi okularami. Miała świadomość,
że tak może się stać. Obserwowała Michała. Przez całą ceremonię miał kamienna
twarz. Wszyscy klepali go po ramieniu, pytali, co będzie z dziećmi. Odpowiadał
ze słabym uśmiechem „damy radę”. Doskonale wiedziała, że dadzą. Miłością wygra
się wszystko. Szybkim krokiem pokonała alejkę cmentarza. Kiedy szukała
kluczyków w torbie usłyszała za sobą głos Michała.
- Hania, dziękuję, że przyszłaś.
- Nie mogłam wysiedzieć w domu. Musiałam przyjść na pogrzeb. Naprawdę bardzo mi przykro.
- Może wpadniesz do nas, Oli się ucieszy. Słabo to znosi, ale pytał o ciebie kilka razy.
- Przeproś go ode mnie. Nie będę mogła przyjść, wieczorem mam samolot.
- Uciekasz?
- Nie Michał, wracam do domu…
Uśmiechnęła się nikle. Okulary doskonale ukrywały zaszklone powieki. Chwyciła go za dłoń. Nie miała pojęcia, że to będzie aż tak trudne. Wodziła palcem po jego policzku pokrytym lekkim zarostem.
- Nigdy o was nie zapomnę. – wyszeptała otwierając auto.
- Hania, dziękuję, że przyszłaś.
- Nie mogłam wysiedzieć w domu. Musiałam przyjść na pogrzeb. Naprawdę bardzo mi przykro.
- Może wpadniesz do nas, Oli się ucieszy. Słabo to znosi, ale pytał o ciebie kilka razy.
- Przeproś go ode mnie. Nie będę mogła przyjść, wieczorem mam samolot.
- Uciekasz?
- Nie Michał, wracam do domu…
Uśmiechnęła się nikle. Okulary doskonale ukrywały zaszklone powieki. Chwyciła go za dłoń. Nie miała pojęcia, że to będzie aż tak trudne. Wodziła palcem po jego policzku pokrytym lekkim zarostem.
- Nigdy o was nie zapomnę. – wyszeptała otwierając auto.
*
- Tak po prostu pozwolisz jej
odejść? – zapytał Mariusz obserwując jej auto znikające za zakrętem.
- Chcę jej szczęścia, nawet kosztem własnego.
- A jesteś pewien, że tam będzie szczęśliwa?
- Nie wiem, ja na pewno już nigdy nie będę tak szczęśliwy, jak z nią.
- Chcę jej szczęścia, nawet kosztem własnego.
- A jesteś pewien, że tam będzie szczęśliwa?
- Nie wiem, ja na pewno już nigdy nie będę tak szczęśliwy, jak z nią.
Było tak wiele, radości w nas
Wracam do domu, lepiej jest tam
___________________________________________
No i ten, znowu jakieś tła.
Jest epilog. Jak zwykle nie jestem zadowolona...
Przepraszam, że tak późno, zawaliłam dialogami, poryczałam się, chociaż to do mnie nie podobne. i taka masakra wyszła. dobra nie nudzę. czytajcie i dzielcie się. Amen
Nowy Dryja chyba się nie spodobał. :(
w każdym razie <klik>
Jest epilog. Jak zwykle nie jestem zadowolona...
Przepraszam, że tak późno, zawaliłam dialogami, poryczałam się, chociaż to do mnie nie podobne. i taka masakra wyszła. dobra nie nudzę. czytajcie i dzielcie się. Amen
Nowy Dryja chyba się nie spodobał. :(
w każdym razie <klik>