Część i czołem <czy jakoś tak to leciało>
Jako, że już jutro wyjeżdżam na wyczekiwaną, wyśnioną, owianą wielkimi legendami i tajemnicami Zieloną szkołę, nie będę się tu pojawiać aż do niedzieli 25, kiedy to postaram się wrzucić nowy rozdział. :)
Czekajcie i życzcie mi udanych 10 dni nad morzem! :)
Ściskam mocno. :*
wtorek, 13 maja 2014
środa, 7 maja 2014
Ja nie żyję, ja po prostu zabijam czas - czekając na coś co się nie wydarzy.
Kiedy obudziła się rano, dom był pusty. Mama poszła
pewnie do szpitala, albo w ogóle z niego nie wróciła. Kardiochirurg ma masę
pracy. Poprawiła poduszkę mokrą od łez i zeszła na dół do kuchni. Zaparzyła
sobie kawę, ale jej nie tknęła. Jeździła palcem po krawędzi kubka i analizowała
wczorajsze popołudnie. Wzrok miała utkwiony w kroplach deszczu, które zbierały
się na szybie. Nagle zerwała się na równe nogi przestraszona dźwiękiem komórki.
Uśmiechnęła się do siebie widząc na ekranie twarz Marcina.
- Cześć Hania, powinienem się obrazić za wczoraj. Kiedy ty wyszłaś? Nie było
cię już w połowie pierwszego seta.
- Przepraszam, nie miałam nastroju.
- Następnym razem nie będę cie spuszczał z oczu.
- Nie wiem, czy będzie następny raz.
- Aż tak ci się nie podobało?
- Nie, nie to miałam na myśli. Proszę, zmieńmy temat. Idę dziś na rozmowę kwalifikacyjną. Mam nadzieję, że będziesz trzymał kciuki.
- Oczywiście, ale jestem pewien, że cię przyjmą.
- Nie mów tak, bo się nie uda.
- Hania, nie ma drugiego takiego architekta, jak ty. Firmy powinny bić się o ciebie.
- Jakoś tego nie robią, ale dzięki.
- Nie masz za co dziękować, taka jest prawda.
- Dziękuję, że jesteś. Nie mam pojęcia, jak radziłam sobie bez ciebie w Stanach.
Odłożyła słuchawkę i poszła wziąć prysznic. Kiedy zamykała oczy, widziała twarz Michała. Teraz była pewna, że jej nie zapomniał. Sprawiła mu tyle cierpienia kilkoma słowami. Powinna nad sobą pracować. To zdecydowanie nie powinno było się wydarzyć. Pluje sobie w twarz, bo wie, że tak się nie postępuje. To prawda, że zawsze była bezpośrednia, ale czasem naprawdę jej to przeszkadzało i komplikowało życie. Chciałaby chociaż raz zrobić coś, czego by nie żałowała. Czy to naprawdę jest aż tak trudne?
- Przepraszam, nie miałam nastroju.
- Następnym razem nie będę cie spuszczał z oczu.
- Nie wiem, czy będzie następny raz.
- Aż tak ci się nie podobało?
- Nie, nie to miałam na myśli. Proszę, zmieńmy temat. Idę dziś na rozmowę kwalifikacyjną. Mam nadzieję, że będziesz trzymał kciuki.
- Oczywiście, ale jestem pewien, że cię przyjmą.
- Nie mów tak, bo się nie uda.
- Hania, nie ma drugiego takiego architekta, jak ty. Firmy powinny bić się o ciebie.
- Jakoś tego nie robią, ale dzięki.
- Nie masz za co dziękować, taka jest prawda.
- Dziękuję, że jesteś. Nie mam pojęcia, jak radziłam sobie bez ciebie w Stanach.
Odłożyła słuchawkę i poszła wziąć prysznic. Kiedy zamykała oczy, widziała twarz Michała. Teraz była pewna, że jej nie zapomniał. Sprawiła mu tyle cierpienia kilkoma słowami. Powinna nad sobą pracować. To zdecydowanie nie powinno było się wydarzyć. Pluje sobie w twarz, bo wie, że tak się nie postępuje. To prawda, że zawsze była bezpośrednia, ale czasem naprawdę jej to przeszkadzało i komplikowało życie. Chciałaby chociaż raz zrobić coś, czego by nie żałowała. Czy to naprawdę jest aż tak trudne?
*
To niesamowite, że jedno zdanie „Czekaliśmy właśnie
na kogoś takiego, jak pani.” może poprawić humor na cały dzień. Biuro
projektowe jedno z najlepszych w Bełchatowie chce mieć ją u siebie. Kupiła wino
i pobiegła do brata z dobrą wiadomością. Kiedy tylko otworzył jej drzwi rzuciła
mu się na szyję omal nie rozbijając butelki.
- Mam pracę! Zaczynam od przyszłego tygodnia!
- A nie mówiłem?
- Dobra, przestań już gadać tylko otwórz wino, mamy co oblewać.
- A mama?
- Dzwoniłam do niej. Ma dziś jeszcze dwie operacje, wróci późno.
- Mówiłaś komuś jeszcze?
- Tak, dzwoniłam do taty. Ledwie go zrozumiałam jest gdzieś w Azji.
- A Monika?
- Co Monika?
- Pochwaliłaś jej się?
- Ona nie chwaliła mi się nowym związkiem. Nie rozmawiajmy o niej, dobra?
- Hania, to nasza siostra, może czas schować dumę do kieszeni? Kiedyś byłyście nierozłączne.
- Marcin, proszę. Wiesz jak było. To nie ja wszystko zepsułam.
Wspomnienia o ostatnich latach spędzonych w Nowym Jorku na nowo psują jej humor. Demony powracają i nie pozwalają się wyluzować i cieszyć nową pracą. Równie szybko, jak wpadła do mieszkania brata, wypada z niego. Nie potrafi dzielić z nim radości i nawet najszczersze „przepraszam” nie poprawia sytuacji. Zatrzaskuje za sobą drzwi i kieruje się do osiedlowego sklepiku po kolejną butelkę wina. Otwiera ją w parku. Na tej samej ławce, na której spotkała Oliwiera. Pociąga kilka sporych łyków i pozwala słonym łzom spływać po policzkach. Jest zbyt ciemno, by ktokolwiek mógł je zobaczyć. Dla pewność nakłada jeszcze na głowę kaptur i znów wlewa w siebie wino. Zaciska zęby, by nie zacząć krzyczeć. Coś rozrywa ją od środka. Cierpi przez wszystkich tych, którzy stanęli na jej drodze. Po raz kolejny sięga po butelkę, chce się upić i zapomnieć. Kiedy ma ją tuż przy wargach słyszy za sobą kroki. Odwraca się i widzi mężczyznę, który tak jak ona ma na głowie kaptur, mimo to poznaje go. Siada tuż obok niej i zabiera jej butelkę pociągając łyk wina.
- Nie powinnaś tyle pić, nie w takim miejscu.
- Co ty tu robisz? – patrzy na niego zdezorientowana.
- Mógłbym cię zapytać o to samo.
Odwraca się i spogląda prosto w jej oczy. Nie może znieść tego widoku, spuszcza wzrok i obserwuje liście leżące na ziemi.
- Michał, przepraszam.
- Nie przepraszaj, jesteś pijana.
- Nie na tyle, by nie myśleć racjonalnie. Przepraszam, nie powinieneś usłyszeć takich słów.
- Może mi się należało, może miałaś rację.
- Nie.
Wstaje gwałtownie z ławki, ale alkohol na tyle namieszał jej w głowie, że po chwili zachwiania ląduje w ramionach Michała.
- W porządku?
- Tak, po prostu zakręciło mi się w głowie.
- Może ci pomogę? Powinnaś chyba już pójść do domu.
- Michał, mógłbyś kupić mi wódkę?
- Mam pracę! Zaczynam od przyszłego tygodnia!
- A nie mówiłem?
- Dobra, przestań już gadać tylko otwórz wino, mamy co oblewać.
- A mama?
- Dzwoniłam do niej. Ma dziś jeszcze dwie operacje, wróci późno.
- Mówiłaś komuś jeszcze?
- Tak, dzwoniłam do taty. Ledwie go zrozumiałam jest gdzieś w Azji.
- A Monika?
- Co Monika?
- Pochwaliłaś jej się?
- Ona nie chwaliła mi się nowym związkiem. Nie rozmawiajmy o niej, dobra?
- Hania, to nasza siostra, może czas schować dumę do kieszeni? Kiedyś byłyście nierozłączne.
- Marcin, proszę. Wiesz jak było. To nie ja wszystko zepsułam.
Wspomnienia o ostatnich latach spędzonych w Nowym Jorku na nowo psują jej humor. Demony powracają i nie pozwalają się wyluzować i cieszyć nową pracą. Równie szybko, jak wpadła do mieszkania brata, wypada z niego. Nie potrafi dzielić z nim radości i nawet najszczersze „przepraszam” nie poprawia sytuacji. Zatrzaskuje za sobą drzwi i kieruje się do osiedlowego sklepiku po kolejną butelkę wina. Otwiera ją w parku. Na tej samej ławce, na której spotkała Oliwiera. Pociąga kilka sporych łyków i pozwala słonym łzom spływać po policzkach. Jest zbyt ciemno, by ktokolwiek mógł je zobaczyć. Dla pewność nakłada jeszcze na głowę kaptur i znów wlewa w siebie wino. Zaciska zęby, by nie zacząć krzyczeć. Coś rozrywa ją od środka. Cierpi przez wszystkich tych, którzy stanęli na jej drodze. Po raz kolejny sięga po butelkę, chce się upić i zapomnieć. Kiedy ma ją tuż przy wargach słyszy za sobą kroki. Odwraca się i widzi mężczyznę, który tak jak ona ma na głowie kaptur, mimo to poznaje go. Siada tuż obok niej i zabiera jej butelkę pociągając łyk wina.
- Nie powinnaś tyle pić, nie w takim miejscu.
- Co ty tu robisz? – patrzy na niego zdezorientowana.
- Mógłbym cię zapytać o to samo.
Odwraca się i spogląda prosto w jej oczy. Nie może znieść tego widoku, spuszcza wzrok i obserwuje liście leżące na ziemi.
- Michał, przepraszam.
- Nie przepraszaj, jesteś pijana.
- Nie na tyle, by nie myśleć racjonalnie. Przepraszam, nie powinieneś usłyszeć takich słów.
- Może mi się należało, może miałaś rację.
- Nie.
Wstaje gwałtownie z ławki, ale alkohol na tyle namieszał jej w głowie, że po chwili zachwiania ląduje w ramionach Michała.
- W porządku?
- Tak, po prostu zakręciło mi się w głowie.
- Może ci pomogę? Powinnaś chyba już pójść do domu.
- Michał, mógłbyś kupić mi wódkę?
*
Idą obok siebie, ramię w ramię. Jeszcze wczoraj
spoglądali na siebie z bólem. Co się zmieniło? Może to alkohol dodał im odwagi
do powiedzenia tego, co naprawdę myślą. Może to wcale nie było takie trudne. Droga
do domu jest dość długa. Znajduje się on na drugim końcu miasta. Kiedy w końcu
docierają do domu jest północ.
- Wejdziesz?
- Nie chcę przeszkadzać o tej porze.
- Daj spokój będę sama, moja mama na pewno nie wróci do rana. Będzie mi miło, jeśli dotrzymasz mi towarzystwa.
- W takim razie czemu nie.
Czując na swojej szyi jego ciepły oddech odwraca się szybko.
- Oczywiście chodzi mi o rozmowę, nic więcej. Rozumiesz?
Patrzy na niego pytająco. Nie jest pewna, czy zrozumiał jej aluzję. On uśmiecha się delikatnie.
- Tylko rozmowa. Rozumiem.
Oddycha z ulgą, ale nagle w jej głowie znów zapala się czerwona lampka, jeszcze bardziej wyraźna, niż poprzednio.
- Mój Boże, a co z Oliwierem? Mam nadzieję, że nie jest teraz sam w domu.
- Nie, jest ze swoją mamą.
Spokojnie odpowiada na jej pytania i uśmiecha się raz po raz widząc jej panikę, kiedy wypowiada kolejne słowa.
- A ona nie będzie miała nic przeciwko, że tu jesteś.
- Na pewno nie. Nie jesteśmy razem.
- Przepraszam, nie wiedziałam.
- Nie musisz przepraszać. Tak czasem bywa.
- Tak, tak wiem. Teraz już wiem, co czuje Oli. Też mam porąbaną rodzinę.
Zamilkła na chwilę, by za moment znów się zarumienić i uderzyć się ręka w czoło.
- Przepraszam, nie to chciałam powiedzieć. Lepiej nic już nie będę mówić.
- Zdecydowanie za często mnie przepraszasz.
- Michał, masz do mnie żal?
Popatrzyła na niego i widziała, jak nagle posmutniał i odwrócił wzrok.
- Proszę, chce wiedzieć, czy masz mi za złe to, że tak potraktowałam cię w parku. Wiem, że nie powinnam, ale miałam zły dzień, musiałam się wyżyć, a ty stałeś się ofiarą. Nie planowałam tego.
- Wiesz, trochę zabolało. Nikt jeszcze mi tego nie powiedział, a może powinienem to usłyszeć. Ostatnio zbyt wiele spraw stawiałem przed Oliwierem, a to on jest dla mnie najważniejszy. Potrzebowałem takiego kopa, jakiego ty mi dałaś.
Zaśmiała się. Martwiła się, że zraniła Michała, a tymczasem dała mu nową siłę. Zdecydowanie coś było z nią nie tak.
- No a ty? Z tego, co zdążyłem się zorientować, nie chwalisz zbytnio swojej rodziny.
- Nie ma za co ich chwalić. Mam matkę – kardiochirurga, która chce zbawić świat i zawsze stawiała swoich pacjentów przed nami. Ojciec to światowej sławy fotograf. Jeździ po całym świecie i nigdy nie ma go w domu, a nieobecność rekompensuje pamiątkami z całego świata. Z siostrą od ponad roku nie utrzymuje kontaktów, a brat stara się to wszystko jakoś naprawić.
- No nieźle.
Po chwili zamyślenia oboje wybuchli gromkim śmiechem.
Siedzieli jeszcze długo rozmawiając o życiu, radościach i smutkach albo tak po prostu milczeli. Rozstali się nad ranem. Umówili się na kolejne spotkanie, po nich przyszło kilka następnych. Być może były to randki, być może zwykłe spotkania dwójki przyjaciół. Mimo niezbyt udanego początku znajomości dobrze się rozumieli i wspaniale czuli się w swojej obecności.
- Wejdziesz?
- Nie chcę przeszkadzać o tej porze.
- Daj spokój będę sama, moja mama na pewno nie wróci do rana. Będzie mi miło, jeśli dotrzymasz mi towarzystwa.
- W takim razie czemu nie.
Czując na swojej szyi jego ciepły oddech odwraca się szybko.
- Oczywiście chodzi mi o rozmowę, nic więcej. Rozumiesz?
Patrzy na niego pytająco. Nie jest pewna, czy zrozumiał jej aluzję. On uśmiecha się delikatnie.
- Tylko rozmowa. Rozumiem.
Oddycha z ulgą, ale nagle w jej głowie znów zapala się czerwona lampka, jeszcze bardziej wyraźna, niż poprzednio.
- Mój Boże, a co z Oliwierem? Mam nadzieję, że nie jest teraz sam w domu.
- Nie, jest ze swoją mamą.
Spokojnie odpowiada na jej pytania i uśmiecha się raz po raz widząc jej panikę, kiedy wypowiada kolejne słowa.
- A ona nie będzie miała nic przeciwko, że tu jesteś.
- Na pewno nie. Nie jesteśmy razem.
- Przepraszam, nie wiedziałam.
- Nie musisz przepraszać. Tak czasem bywa.
- Tak, tak wiem. Teraz już wiem, co czuje Oli. Też mam porąbaną rodzinę.
Zamilkła na chwilę, by za moment znów się zarumienić i uderzyć się ręka w czoło.
- Przepraszam, nie to chciałam powiedzieć. Lepiej nic już nie będę mówić.
- Zdecydowanie za często mnie przepraszasz.
- Michał, masz do mnie żal?
Popatrzyła na niego i widziała, jak nagle posmutniał i odwrócił wzrok.
- Proszę, chce wiedzieć, czy masz mi za złe to, że tak potraktowałam cię w parku. Wiem, że nie powinnam, ale miałam zły dzień, musiałam się wyżyć, a ty stałeś się ofiarą. Nie planowałam tego.
- Wiesz, trochę zabolało. Nikt jeszcze mi tego nie powiedział, a może powinienem to usłyszeć. Ostatnio zbyt wiele spraw stawiałem przed Oliwierem, a to on jest dla mnie najważniejszy. Potrzebowałem takiego kopa, jakiego ty mi dałaś.
Zaśmiała się. Martwiła się, że zraniła Michała, a tymczasem dała mu nową siłę. Zdecydowanie coś było z nią nie tak.
- No a ty? Z tego, co zdążyłem się zorientować, nie chwalisz zbytnio swojej rodziny.
- Nie ma za co ich chwalić. Mam matkę – kardiochirurga, która chce zbawić świat i zawsze stawiała swoich pacjentów przed nami. Ojciec to światowej sławy fotograf. Jeździ po całym świecie i nigdy nie ma go w domu, a nieobecność rekompensuje pamiątkami z całego świata. Z siostrą od ponad roku nie utrzymuje kontaktów, a brat stara się to wszystko jakoś naprawić.
- No nieźle.
Po chwili zamyślenia oboje wybuchli gromkim śmiechem.
Siedzieli jeszcze długo rozmawiając o życiu, radościach i smutkach albo tak po prostu milczeli. Rozstali się nad ranem. Umówili się na kolejne spotkanie, po nich przyszło kilka następnych. Być może były to randki, być może zwykłe spotkania dwójki przyjaciół. Mimo niezbyt udanego początku znajomości dobrze się rozumieli i wspaniale czuli się w swojej obecności.
__________________________
niewielki obrót sprawy i mała sielanka, możecie być pewni, chwilowa.
sobota, 3 maja 2014
Wyobraź sobie że jesteś królową wszystkiego, dokąd oko sięgnie, wszystko jest pod twoją komendą...
- Cześć braciszku! – zawołała wchodząc do mieszkania
najlepszego i najsłynniejszego fotografa w Bełchatowie.
- Hania! Cześć! – ucałował ją w policzek. – No i jak? Rozgościłaś się już w naszym pięknym mieście?
- Wiesz, nie do końca. Tutaj serio wszyscy mają fioła na punkcie siatkówki?
- Wszyscy. Mamy z czego być dumni.
- Będziesz mnie musiał zabrać kiedyś na mecz.
- Od razu to pokochasz, zobaczysz.
- No nie wiem. – powiedziała i popatrzyła w dal zamyślona.
- Ej, co się dzieje?
- Nie, nic.
- No przecież widzę. Mnie nie oszukasz. Mów.
- Po prostu nie mogę się tu zadomowić. Moje serce zostało w Nowym Jorku. Tu wszystko jest inne. I jeszcze ten buc w parku.
- Jaki buc? Ktoś chciał ci coś zrobić? – brat chwycił ją za rękę i popatrzył prosto w oczy.
- Nie, facet zabrał syna do parku. Mały schował się w jakiejś ciemnej alejce i płakał, bo jego rodzice się kłócą. Zgadnij co zrobił jego ojciec. Nawet nie zauważył, że chłopiec zniknął. Rozmawiał sobie spokojnie przez telefon. Gotuje się w mnie, gdy widzę takie rzeczy. Miałam wielką ochotę dać mu wtedy w twarz. Przecież różni ludzie kręcą się po parku, w każdej chwili ktoś mógł coś zrobić temu małemu.
- Hania, nie zbawisz świata. À propos zbawiania świata, byłaś u mamy w szpitalu?
- Tak, ale zamieniłyśmy tylko kilka zdań. Miała masę pracy, ciągle operacje, zabiegi. Marcin, mogę dzisiaj zmienić ci plany na wieczór? Mam strasznego doła, nie przyzwyczaiłam się do zmiany czasu i nie chcę siedzieć sama w domu.
- Pewnie, zostań, tylko ja muszę popracować nad zdjęciami.
- Nie ma sprawy. Nie będę ci przeszkadzać.
Ułożyła się wygodnie na kanapie i włączyła telewizor. Po chwili brat przyniósł jej kubek gorącej herbaty i koc. Był dla niej taki opiekuńczy. Jak zwykle żadna stacja nie mogła jej dogodzić i nacisnęła czerwony przycisk na pilocie. Usiadła przy blacie i obracając w dłoniach kubek Skry, przyglądała się Marcinowi. Wyprzystojniał. Ostatni raz widziała go na świętach. Cieszył się, że dostał pracę jako fotograf siatkarzy z Bełchatowa, ale wiedział, że trochę zawiódł ojca. Tata zawsze więcej od niego wymagał. Sam ze swoim aparatem przemierzył cały świat, a jego zdjęcia pojawiały się w najlepszych magazynach. Kiedy odkrył talent Marcina, bardzo go wspierał. Zazdrościła im tej relacji. Wsuwała swoją małą główkę do pokoju, gdzie przesiadywali godzinami i obserwowała, jak ojciec uczy jej brata prawdziwej sztuki. Byli razem w magicznym świecie, do którego ona nie miała wstępu. Nawet nie czuli jej obecności, ale jej to nie przeszkadzało. Kochała patrzeć na ich twarze. Marcina – zafascynowaną i ciekawą, co za chwilę się wydarzy, a taty radosną, że może dzielić się swoją pasją. Pamiętała, jak na twarzy ojca pojawiała się zmarszczka, tylko wtedy gdy się skupiał. Tylko nad czołem. Teraz widzi ją również u brata, kiedy ten przegląda fotografie z ostatniego meczu i co chwila uśmiecha się dumny ze swojej pracy. Podchodzi do niego i zagląda mu przez ramię. Zamiera na chwilę widząc znajomą twarz.
- Marcin, kto to jest?
- To Michał, przyjmujący Skry.
- O Boże.
- Co jest? Znasz go?
- To ten facet z parku.
- Ten od syna?
- Tak.
- Nie, to niemożliwe. Michał nie widzi świata poza Oliwierem. Musiałaś się pomylić.
- Marcin, znasz mnie. Mam pamięć do twarzy. To na pewno on, a poza tym zwrócił się do swojego syna Oli. Poczekaj, zaraz ci cos przyniosę.
Skierowała się do przedpokoju, gdzie wisiała jej torba. Wyjęła z niej czapkę chłopca, którą zapomniała oddać. Wróciła do kuchni i pokazała ją bratu.
- To czapka Małego. No to co? Idziemy jutro na mecz. Musisz ją oddać.
- Nie mam zamiaru widzieć się z tym palantem…
- Hania! Cześć! – ucałował ją w policzek. – No i jak? Rozgościłaś się już w naszym pięknym mieście?
- Wiesz, nie do końca. Tutaj serio wszyscy mają fioła na punkcie siatkówki?
- Wszyscy. Mamy z czego być dumni.
- Będziesz mnie musiał zabrać kiedyś na mecz.
- Od razu to pokochasz, zobaczysz.
- No nie wiem. – powiedziała i popatrzyła w dal zamyślona.
- Ej, co się dzieje?
- Nie, nic.
- No przecież widzę. Mnie nie oszukasz. Mów.
- Po prostu nie mogę się tu zadomowić. Moje serce zostało w Nowym Jorku. Tu wszystko jest inne. I jeszcze ten buc w parku.
- Jaki buc? Ktoś chciał ci coś zrobić? – brat chwycił ją za rękę i popatrzył prosto w oczy.
- Nie, facet zabrał syna do parku. Mały schował się w jakiejś ciemnej alejce i płakał, bo jego rodzice się kłócą. Zgadnij co zrobił jego ojciec. Nawet nie zauważył, że chłopiec zniknął. Rozmawiał sobie spokojnie przez telefon. Gotuje się w mnie, gdy widzę takie rzeczy. Miałam wielką ochotę dać mu wtedy w twarz. Przecież różni ludzie kręcą się po parku, w każdej chwili ktoś mógł coś zrobić temu małemu.
- Hania, nie zbawisz świata. À propos zbawiania świata, byłaś u mamy w szpitalu?
- Tak, ale zamieniłyśmy tylko kilka zdań. Miała masę pracy, ciągle operacje, zabiegi. Marcin, mogę dzisiaj zmienić ci plany na wieczór? Mam strasznego doła, nie przyzwyczaiłam się do zmiany czasu i nie chcę siedzieć sama w domu.
- Pewnie, zostań, tylko ja muszę popracować nad zdjęciami.
- Nie ma sprawy. Nie będę ci przeszkadzać.
Ułożyła się wygodnie na kanapie i włączyła telewizor. Po chwili brat przyniósł jej kubek gorącej herbaty i koc. Był dla niej taki opiekuńczy. Jak zwykle żadna stacja nie mogła jej dogodzić i nacisnęła czerwony przycisk na pilocie. Usiadła przy blacie i obracając w dłoniach kubek Skry, przyglądała się Marcinowi. Wyprzystojniał. Ostatni raz widziała go na świętach. Cieszył się, że dostał pracę jako fotograf siatkarzy z Bełchatowa, ale wiedział, że trochę zawiódł ojca. Tata zawsze więcej od niego wymagał. Sam ze swoim aparatem przemierzył cały świat, a jego zdjęcia pojawiały się w najlepszych magazynach. Kiedy odkrył talent Marcina, bardzo go wspierał. Zazdrościła im tej relacji. Wsuwała swoją małą główkę do pokoju, gdzie przesiadywali godzinami i obserwowała, jak ojciec uczy jej brata prawdziwej sztuki. Byli razem w magicznym świecie, do którego ona nie miała wstępu. Nawet nie czuli jej obecności, ale jej to nie przeszkadzało. Kochała patrzeć na ich twarze. Marcina – zafascynowaną i ciekawą, co za chwilę się wydarzy, a taty radosną, że może dzielić się swoją pasją. Pamiętała, jak na twarzy ojca pojawiała się zmarszczka, tylko wtedy gdy się skupiał. Tylko nad czołem. Teraz widzi ją również u brata, kiedy ten przegląda fotografie z ostatniego meczu i co chwila uśmiecha się dumny ze swojej pracy. Podchodzi do niego i zagląda mu przez ramię. Zamiera na chwilę widząc znajomą twarz.
- Marcin, kto to jest?
- To Michał, przyjmujący Skry.
- O Boże.
- Co jest? Znasz go?
- To ten facet z parku.
- Ten od syna?
- Tak.
- Nie, to niemożliwe. Michał nie widzi świata poza Oliwierem. Musiałaś się pomylić.
- Marcin, znasz mnie. Mam pamięć do twarzy. To na pewno on, a poza tym zwrócił się do swojego syna Oli. Poczekaj, zaraz ci cos przyniosę.
Skierowała się do przedpokoju, gdzie wisiała jej torba. Wyjęła z niej czapkę chłopca, którą zapomniała oddać. Wróciła do kuchni i pokazała ją bratu.
- To czapka Małego. No to co? Idziemy jutro na mecz. Musisz ją oddać.
- Nie mam zamiaru widzieć się z tym palantem…
Kolejny dzień, Hala Energia, Bełchatów
Zgodziła się. Stoi na
hali pośród rozkrzyczanych kibiców wspierających Skrę i wypatruje brata, ale
nigdzie nie może dojrzeć mężczyzny z aparatem. Klnie pod nosem, bo czuje, że
nie chce tu być. Zajmuje miejsce wśród statystyków wymieniając z nimi niepewne
uśmiechy. Wszyscy zaskoczeni jej obecnością. Nie znają jej i obrzucają
ciekawymi spojrzeniami. A ona rozgląda się, by ujrzeć znajomą twarz i odlicza
minuty do rozpoczęcia meczu. Jej serce zaczyna walić, gdy na rozgrzewkę
wychodzą zawodnicy. Michał idzie na końcu. Na pewno nie zapomniał, jak naskoczyła
na niego w parku. A może jednak? Może potraktował ją jak pierwszą lepszą
panienkę, która wtrąca się w jego życie i uczy jak wychowywać dziecko, a sama
tak naprawdę nic o tym nie wie. Może w ogóle jej nie zauważył. W jej głowie
kotłowało się wiele myśli. Wszystkie krążyły wokół wczorajszego incydentu w
parku. Jak można tak zaniedbać dziecko? Popatrzyła w jego stronę. Ich spojrzenia spotkały się. W jednej chwili jego twarz posmutniała, a w oczach pojawiła się pustka. Obserwował ja przez dłuższą chwilę. Nie mogła znieść jego wzroku. Wstała omal nie przewracając krzesła. Po drodze potrąciła kilka osób. Prawie biegnąc wpadła do łazienki, która, na szczęście, była pusta. Odkręciła wodę i spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Dlaczego non stop rani wszystkich dookoła? Dlaczego nikomu nie pozwala się zbliżyć? Dlaczego rany z przeszłości, mimo że powinny się już goić, ciągle dają o sobie znać? Gdyby nie to, że do środka weszło kilka dziewczyn, zaczęłaby wyć. Zmoczyła ręce pod strumieniem wody. Zamykając drzwi zauważyła na koszulce jednej z dziewcząt napis „Winiarski”. Wszyscy go tu kochają, na pewno nie powinna go ranić.
Kiedy wróciła na halę odszukała wzrokiem osobę, którą najbardziej chciała tu dziś spotkać. Podeszła do grupki dzieci bawiących się przy kwadracie dla rezerwowych. Od razu spojrzał na nią mały blondyn. Wyciągnęła jego czapkę i wręczyła mu ją.
- Oli, powiedz tacie… - mówiła ze ściśniętym gardłem – powiedz mu, że przepraszam.
-Poczekaj, zobaczysz jak gra tata.
- Nie mogę zostać. Na razie! Trzymaj się.
Potargała małemu włosy i skierowała się w stronę wyjścia. Jeszcze jeden rzut oka na parkiet i zepsuta zagrywka Michała. Poczuła, że patrzy na nią, że przez cały czas ją obserwuje. Zacisnęła zęby, by nie uronić ani jednej łzy i opuściła halę.
____________________________
Część pierwsza, może nie nudna, zobaczymy.
czekam na kilka komentarzy.
Subskrybuj:
Posty (Atom)