sobota, 26 lipca 2014

Time changes nothing. It just goes in circles, just hollow, frightening. We lost our purpose.

Epilog
Utykając weszła do szpitala, który przerażał bielą ścian. Odszukała wzrokiem Michała. Stał razem ze swoją mamą, która miała odebrać Oliwiera. Kiedy ją zauważył podszedł i wziął chłopca na ręce.
- Mamo, poznaj, to jest Hania.
Wyciągnęła rękę do starszej pani, o rysach twarzy identycznych do syna. Zabrała wnuka, pożegnała się i wyszła ze szpitala. Jeszcze chwilę patrzyła na zamykające się za panią Winiarską drzwi, by potem przenieść wzrok na smutne oczy Michała.
- I jak jest?
- Mam syna. – uśmiechnął się nikle.
- Gratuluję.
Po chwili niezręcznej ciszy ujęła jego ramię, by dodać mu otuchy.
- Pójdę już.
- Poczekaj, Joanna chciała z tobą porozmawiać.
- Ze mną?
- Tak, proszę, zrób to dla niej. Na razie jest tam Mateusz, jej partner.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł.
- Hania, proszę…
- No dobrze.
Wchodzi do jasnej sali, mijając się w wejściu z Mateuszem. Widzi Joannę leżącą wśród białej pościeli. Jest chuda i blada, wskazuje jej miejsce na krześle obok.
- Usiądź, nie gryzę. – dodaje uśmiechając się tak, jakby był to dla niej największy wysiłek, chociaż nie chce, żeby o było widać.
- Chciałaś ze mną rozmawiać.
- Trochę niezręcznie mi o tym mówić. Zrozum, nie chcę o nic cię prosić.
- Joanna, o co chodzi?
- Widzę, jak Michał cię kocha i nie chce, żebym to ja była powodem rozpadu waszego związku. Ja już znalazłam miłość swojego życia, a z Michałem nie łączy mnie nic oprócz dzieci.
- Proszę…
- Daj mi skończyć dobra?  Gdyby mi się coś stało, gdybym stąd nie wyszła…
- Nie mów tak.
- Gdyby jednak, dzieci będą mieszkać z Michałem. To są jego dzieci, nie chcę, by zajmował się nimi nikt inny. Byłabym zaszczycona, gdybyś to ty pomogła Michałowi w wychowaniu moich synów.
- Nie mogę ci tego obiecać.
- Posłuchaj, może teraz jest między wami źle, ale ja wierzę w to, że wszystko się ułoży.
- Nie, Joanna. Jak ty sobie to wyobrażasz. Chciałabyś, żeby któryś z chłopców powiedział do mnie „mamo”? A co byłoby gdybym miała własne dzieci z Michałem? Co by było gdyby któreś z nich zapytało go, kogo kocha bardziej? Nawet nie wiesz jak to jest dla mnie trudne, nie wiesz ile razy zastanawiałam się, czy nie zaryzykować. Ale ja nie dam rady. Kocham Michała, kocham Oliwiera, ale to wszystko mnie przytłacza. Nie potrafię tak żyć.
Joanna nie odpowiedziała. Chwyciła jej dłoń i delikatnie ścisnęła. Po policzkach Hani spływały łzy. Dopiero teraz mogła powiedzieć komuś, co tak naprawdę czuje.
- Przepraszam, nie powinnam tego od ciebie wymagać, ale proszę zastanów się nad tym jeszcze.
- Nie, wracam do Stanów to już postanowione.
Wstała z krzesła i skierowała się do wyjścia. Powstrzymywała łzy kryjące się pod powiekami.
- Poczekaj – powiedziała Joanna słabym głosem. – dziękuję za konsultację z twoją mamą. To naprawdę dużo dla mnie znaczy.
Uśmiechnęła się tylko i zniknęła za drzwiami. Na korytarzu spotkała Michała i Mateusza. Ich twarze nie wskazywały na to, że jest dobrze. Obaj siedzieli z opuszczonymi głowami i tylko Winiarski podniósł się, kiedy Hania wyszła a sali. Zauważył jej zaszklone oczy.
- Hej, coś się stało?
- Nie. Wszystko gra.
- Na pewno?
- Tak. – odpowiedziała zmęczona pytaniami.
- Może chcesz zobaczyć Małego?
- Nie. Nie zrozum mnie źle Michał. Cieszę się, że masz syna, ale nie chcę go zobaczyć. Boję się, że jego też pokocham.
Wyszła szybko, nie pozwoliła dojść do głosu Michałowi. Usiadła na pierwszej wolnej ławce przed szpitalem. Ukryła warz w dłoniach i w końcu pozwoliła łzom swobodnie płynąć. Wiedziała, że nie może dłużej zostać w Bełchatowie. Musi wyjechać, jak najszybciej.
Wiem ze czekałeś, aż powiem tak
Wracam do domu, ostatni raz

*
W dzień wyjazdu pojawiła się na cmentarzu. Widziała, jak zamyka się trumna, jak przysypuje ją ziemia. Widziała łzy Oliwiera, swoje maskowała za dużymi ciemnymi okularami. Miała świadomość, że tak może się stać. Obserwowała Michała. Przez całą ceremonię miał kamienna twarz. Wszyscy klepali go po ramieniu, pytali, co będzie z dziećmi. Odpowiadał ze słabym uśmiechem „damy radę”. Doskonale wiedziała, że dadzą. Miłością wygra się wszystko. Szybkim krokiem pokonała alejkę cmentarza. Kiedy szukała kluczyków w torbie usłyszała za sobą głos Michała.
- Hania, dziękuję, że przyszłaś.
- Nie mogłam wysiedzieć w domu. Musiałam przyjść na pogrzeb. Naprawdę bardzo mi przykro.
- Może wpadniesz do nas, Oli się ucieszy. Słabo to znosi, ale pytał o ciebie kilka razy.
- Przeproś go ode mnie. Nie będę mogła przyjść, wieczorem mam samolot.
- Uciekasz?
- Nie Michał, wracam do domu…
Uśmiechnęła się nikle. Okulary doskonale ukrywały zaszklone powieki. Chwyciła go za dłoń. Nie miała pojęcia, że to będzie aż tak trudne. Wodziła palcem po jego policzku pokrytym lekkim zarostem.
- Nigdy o was nie zapomnę. – wyszeptała otwierając auto.
*
- Tak po prostu pozwolisz jej odejść? – zapytał Mariusz obserwując jej auto znikające za zakrętem.
- Chcę jej szczęścia, nawet kosztem własnego.
- A jesteś pewien, że tam będzie szczęśliwa?
- Nie wiem, ja na pewno już nigdy nie będę tak szczęśliwy, jak z nią.


 Było tak wiele, radości w nas

Wracam do domu, lepiej jest tam

___________________________________________
No i ten, znowu jakieś tła.
Jest epilog. Jak zwykle nie jestem zadowolona...
Przepraszam, że tak późno, zawaliłam dialogami, poryczałam się, chociaż to do mnie nie podobne. i taka masakra wyszła. dobra nie nudzę. czytajcie i dzielcie się. Amen

Nowy Dryja chyba się nie spodobał. :(
w każdym razie <klik>

wtorek, 1 lipca 2014

I can't save you if you don't let me

Okłady z lodu nie pomogły. Noga z godziny na godzinę bolała coraz bardziej. Ostatkiem sił, klnąc co chwilę pod nosem i jęcząc z bólu Hania zeszła pod blok i wsiadła do taksówki. W szpitalu okazało się, że noga jest skręcona. Już o kuli dziewczyna kierowała się do wyjścia. Środki przeciwbólowe pozwalały jej na normalne funkcjonowanie. Przy drzwiach frontowych wpadła na Michała. Na rękach trzymał roztrzęsionego synka. Twarz chłopca była cała w łzach.
 - Michał, co się stało?
- Joanna…
- Dobra, zostaw Małego ze mną, zabiorę go do bufetu, a ty idź i sprawdź, co z nią.
- Dziękuję… - odpowiedział zostawiając syna pod jej opieką.
Hania zaopiekowała się Olim najlepiej, jak mogła. Wiedziała, jak on to wszystko przeżywa. W końcu zmęczony całym dniem, a przede wszystkim płaczem usnął na jej kolanach w małym szpitalnym bufecie. Jego klatka piersiowa unosiła się w miarowym oddechu, a na buzi malował się spokój. Był cholernie podobny do swojego ojca…
Po godzinie zjawił się Michał. Jego twarz była poważna i nie dało się z niej odczytać żadnych emocji. Podszedł do nich i usiadła naprzeciwko.
- I jak?
- Na razie sytuacja opanowana, ale trzeba czekać do rana.
- A jak maleństwo?
- Z małym w porządku.
- Małym? To będzie chłopiec?
- Tak. – odpowiedział siląc się na delikatny uśmiech.
- To przez tę wadę serca, tak?
Kiwnął twierdząco głową.
- Zobaczę, co da się zrobić.
Wstała z krzesła delikatnie zdejmując chłopca z kolan i zaczęła wybierać numer mamy.
- Hania, ja o nic cie nie proszę.
- Wiem, ale pozwól mi pomóc, dobra?
Po chwili usłyszała w słuchawce telefonu ciepły głos rodzicielki.  
- Mamo, przyjedź, proszę do szpitala w Bełchatowie.
- Córeczko, coś się stało? Coś z tobą, Marcinem?
- Nie, z nami w porządku. Potrzebuję twojej konsultacji, przyjedź szybko.
*
Po niespełna godzinie do sali, w której leżała Joanna weszła mama Hani. Była profesjonalistką, wiedziała, że musi pomóc pacjentce, jednak gdy wyszła, poprosiła córkę na słowo.
- Haniu, na pewno, chcesz tu być? Twoja noga nie wygląda za dobrze, powinnaś się położyć.
- Mamo…
- Widzę, jak patrzysz na Michała. Dlaczego to robisz? Dlaczego mu pomagasz?
- Popatrz na Oliwiera, jest taki mały… Po prostu cieszę się, że mam ciebie, a on nie zasługuje na to, by zostać sam.
Mama pocałowała Joannę w czoło.
- Zrobię wszystko, co w mojej mocy.
- Co z Joanną? – powiedziała kiedy zbliżył się do nich Michał.
- Haniu, tobie nie mogę udzielać takich informacji, ale pana, jako ojca dziecka zapraszam do gabinetu. – wskazała ręką drzwi po przeciwnej stronie.
Dziewczyna podeszła do Oliwiera, który właśnie się obudził. Nie mówił nic, po jego policzkach spływały małe słone kropelki. Objął mocno jej szyję i wtulił się w jej włosy. Po chwili drzwi gabinetu otworzyły się. Michał wyszedł i przez chwilę przyglądał się swojemu synowi. Kiedy on również go zauważył zerwał się szybko i wdrapał się na jego ramiona.
- Hej, synku, już dobrze. – powiedział kładąc jego małą główkę na ramieniu i gładząc jego włosy.
Hania cały czas obserwowała ich obu. Kiedy jej oczy spotkały jej ukochane tęczówki Michała, zauważyła w nich wielki smutek i strach.
- Synku, poczekasz chwilę? Musze porozmawiać z Hanią.
Mały posłusznie usiadła na krześle po drugiej stronie korytarza.
- I jak z nią? – powiedziała przyciszonym głosem.
- Nie jest dobrze, czekamy do jutra, jeżeli się nie ustabilizuje, zrobią cesarskie cięcie. Hania, dziękuję ci za wszystko. Proszę jedź do domu, daj odpocząć nodze. Nie chcę obarczać się swoimi problemami.
- Michał…
- I tak dużo dla nas zrobiłaś. Dziękuję, że zadzwoniłaś po mamę, to naprawdę dużo dla nas znaczy.
- Dobra, ale może chociaż zabiorę ze sobą Oliwera, jest późno, a szpital to nie jest dobre miejsce dla dzieci.
Nie odpowiedział nic. Doskonale wiedział, że Hania ma rację. Po chwili ciszy mocno ją przytulił. Tego właśnie potrzebował. Potrzebował wsparcia, chciał wiedzieć, że nie jest sam. Potrzebował jej.
- Dziękuję ci, że jesteś. Mam nadzieję, że nigdy w życiu nie trafisz na żadnego dupsk i będziesz szczęśliwa.
Mocno przygryzła wargę, aby nie uronić ani jednej łzy i nie powiedzieć mu, jak cholernie mocno go kocha. Delikatnie uwolniła się z jego uścisku.
- Pójdę już. – powiedziała chwytając Oliwiera za rękę.   
*
Kolejnego dnia obudziła się z wtulonym w nią Oliwierem. Trzymała w dłoniach jego zapłakaną twarzyczkę. Pamiętała, jak długo starała się, by chłopiec spokojnie zasnął. Sama też miała z tym problem. Tysiące myśli kotłowało się w jej głowie nie dając dojść do głosu Morfeuszowi. Kiedy wstała, zegar wskazywał ósmą. Powiadomiła szefa, że nie zjawi się dziś w pracy. Zrobiła Oliwierowi śniadanie, a sama siedziała nad kubkiem kawy nie zwracając uwagi na przygotowane wcześniej kanapki. Patrzyła przez okno naje den punkt gdzieś w oddali. Po chwili zadzwonił telefon. To był Michał. Powiedział, że za chwilę Joanna będzie mieć cesarskie cięcie. Denerwowała się, Bała się o nią, chociaż wcale się nie znały. Nie chciała, żeby coś się jej stało. Była matką dzieci najwspanialszego mężczyzny na świecie.
__________________________


Coraz mniej mi się to podoba :/ 
sorry za te tła. :(